"Martwy punkt" to klasyka kryminału. Nie ma tutaj zbędnych wylewów krwi, przesadnych i makabrycznych opisów śmierci i innych cech typowych dla nowoczesnych kryminałów. Louise Penny, autorka książki, niczym Agatha Christie i Sherlock Holmes w jednym precyzyjnie kreuje i rozwiązuje zagadki nie wymuszając przy tym na czytelniku grymasu podczas czytania samego aktu zbrodni. To precyzyjnie skonstruowana fabuła, w której wszystko ma swój ukryty cel, każdy wątek jest przemyślany i stworzony by uzupełnić wszystkie poprzednie i dopełnić fabułę. Udało jej się także wciągnąć w rozgrywkę czytelników. Od samego początku odkrywamy wszystkie karty wraz z postaciami, stoimy z boku jednocześnie widząc niekiedy więcej niż one. Cały czas jednak dochodzą nowe informacje, dzięki którym pozostajemy w niewiedzy i napięciu do samego końca.
Powieść rozgrywa się w małym miasteczku wręcz idealnie skrojonym na kryminał. Three Pines to urokliwe miejsce, jedno z tych, w którym mieszkają ci sami od lat ludzie, utrzymuje się stare tradycje, wszyscy mają uśmiechy na twarzach, a sąsiedzkie relacje są mocno zacieśnione, niczym wśród członków rodziny. Właśnie w takich miejscach roi się od sekretów, kłamstw i trupów w szafach. Trzeba jednak tragedii, by misternie ułożone puzzle przestały do siebie pasować i by ktoś w końcu mógł dostrzec to, co mieszkańcy tak bardzo starają się ukryć. Tym kimś jest detektyw Gamache. Wszystko zaczyna się w Święto Dziękczynienia. Jedna z najbardziej lubianych kobiet w miasteczku ginie od strzału z łuku. Wśród miejscowych przebiega fala szoku i niedowierzania. Ich idylliczne miejsce staje się nagle oazą niebezpieczeństw i strachu. Wraz z detektywem do miasteczka przyjeżdża debiutująca agentka Yvette Nichol. Dziewczynie zależy na aprobacie i pochwałach przełożonego co narobi jej masę nieprzyjemności z jego strony, bowiem jego dewizą jest milczenie, które według niego przynosi więcej pożytku niż bezwiedne gadanie. Detektyw Gamache postanawia w spokoju obserwować dalsze poczynania mieszkańców i wysnuć wnioski. Czeka go długie śledztwo i wiele przesłuchań. Wszystko jednak według jego metod, spokojnych i opanowanych, co odróżnia go od jego niedoświadczonej koleżanki po fachu.
Od razu zaznaczam, że to kryminał lekki, w dawnym stylu. Nie znajdziecie tu wstrząsających i wbijających w krzesło fragmentów akcji, nie ma też niesmacznych opisów, od których wzdrygamy się na samą myśl. To spokojna powieść, w której ważniejsze od tego jak zginęła ofiara, jest to, jakie były motywy mordercy. Mnóstwo kombinowania, sekrety i części układanki, które musimy ułożyć w logiczną całość, to chyba najlepsze słowa by opisać "Martwy punkt". Autorka postarała się o świetne skrojone postaci, właściwie sprytnie zmusza nas do polubienia każdej z nich by następnie spowodować, że nie tylko nie mamy pojęcia kto zabił, ale i wręcz nie jesteśmy w stanie wytypować jednej zdolnej do tego postaci. Mogę jedynie zdradzić, jako że znam już rozwiązanie zagadki, że czasami odpowiedź nie jest taka jakbyśmy przypuszczali, a już na pewno rozwiązanie znajduje się bliżej niż myślimy.
Dla osób, które pokochały specyficznego detektywa Gamache, mam świetną wiadomość. "Martwy punkt" jest zaledwie pierwszym tomem z całej serii o jego przygodach. Czeka nas więc, więcej niespodzianek i wspaniale ukartowanych historii z morderstwami w tle, oby tak dobrymi jak ta.