Miłość czasami zmusza nas do podejmowania pochopnych decyzji lub działań, które nigdy wcześniej nawet nie przyszłyby nam do głowy. Jednak na pewno nie zmusza do zniewolenia drugiej osoby. Ba! Nawet jeżeli kogoś nie lubimy, to nigdy nie przyszłoby nam do głowy, aby pozbawić go wolnej woli. Co więc kierowało Sebastianem, że zniewolił Jace’a? Aby to zrozumieć, trzeba najpierw zapoznać się z treścią Miasta zagubionych dusz, czyli piątego i przedostatniego tomu bestsellerowej serii Dary Anioła. Autorki chyba nie muszę zbyt rozlegle przedstawiać, bo nie ma przecież osoby, która nie słyszałaby chociaż małej wzmianki o Cassandrze Clare.
Jace, związany mrocznym czarem zniknął razem z Sebastianem. Clary nie zamierza się poddawać i za wszelką cenę stara się znaleźć sposób aby odzyskać ukochanego. W jej wysiłkach pomagają jej przyjaciele, którzy nawet na chwilę nie przestają wierzyć iż uda im się uratować chłopaka. Szukają najlepszego sposobu na oddzielenie od siebie Jace i Sebastiana. Ich determinacja nie ogranicza się tylko do przepisowych działań, jest im wszystko jedno, czy złamią prawo Nefilim, czy też nie. Ważne aby Jace przeżył.
W tym samym czasie Clary toczy swoją własną rozgrywkę, w której musi pamiętać, że chłopak będący z nią obecnie, to jedynie marionetka w rękach jej diabolicznego brata. Dziewczyna stara się odkryć plany Sebastiana, związane zarówno z osobą Jace’a jak i z nią. Jednak rzeczywistość zupełnie przechodzi jej oczekiwania.
Musze przyznać, że po lekturze Miasta upadłych aniołów miałam spore obawy względem tej części, chociaż samo zakończenie poprzedniego tomu było nad wyraz intrygujące i ciekawe. Chyba najbardziej, bałam się tego, jak autorka zamierza wyjaśnić całą tą sytuację oraz w którym kierunku pójdzie z rozwinięciem wątku Sebastiana. Na szczęście szybko okazało się, iż moje obawy są bezpodstawne, a Clare ponownie skupiła się na tych elementach historii młodych Nefilim, które urzekły mnie w pierwszych trzech tomach.
Fabuła jest doskonale przemyślna i rozplanowana. Autorka nie szczędzi w niej zaskakujących zwrotów oraz niespodziewanych rozwiązań co poniektórych sytuacji. Stale coś zmienia i rozbudowuje historię o zupełnie nowe elementy, których niewiele osób spodziewałoby się po niej jako po autorce piszącej głównie dla młodzieży i zaliczanej do twórców paranormal romance. Z drugiej strony nie ma się co dziwić, bo przecież nadal się rozwija jako pisarka i wcale nie zamierza spoczywać na laurach.
Pozostając jeszcze przez chwilę przy fabule, przyznaję bez bicia, iż parę razy nie mogłam wyjść z podziwu jak bardzo autorce udało się mnie zaskoczyć (i nie mam tu wcale na myśli wcześniej wspominanych, nagłych zwrotów akcji). Nie myślałam, że Clare potrafi być taka… taka… wredna… tak to chyba dobre słowo… wredna, ponieważ pobudzała zmysły czym równocześnie wzmagała także i ciekawość, aby w następnej chwili zostawić nas praktycznie z niczym. Teraz tym bardziej nie mogę się doczekać ostatniego tomu serii, bo intryguje mnie do czego pisarka się jeszcze posunie.
Akcja z początku jest spokojna, ale jak to zawsze bywa w przypadku książek Cassandry Clare, szybko nabiera tempa i znacznej dynamiki, aby w końcu mknąć na najwyższych obrotach, aż do samego końca. Kwintesencją tego jest samo zakończenie, które w Mieście zagubionych dusz jest naprawdę mocnym akcentem, ale jak zawsze, nie daje nam praktycznie żadnych rozwiązań, czy choćby mglistych podpowiedzi czego spodziewać się dalej.
Jeżeli chodzi o bohaterów, to każdego z osobna możemy poznać jeszcze lepiej. Widzimy jak na naszych oczach się zmieniają, dojrzewają i walczą o to co jest dla nich ważne. W sumie nie ma się czemu dziwić, skoro ich świat stoi na granicy zagłady. Chyba właśnie z powodu tych zmian zachodzących w bohaterach, a które autorka przedstawiła w tak dosadny sposób, zaczęłam nawet… lubić Simona! Za to na jego miejsce jako „anty-lubianego” bohatera wskoczyła Jocellyn – matka Clary; ta kobieta, chociaż nie było jej zbyt wiele, jak tylko się pojawiała, od razu zaczynała grać mi na nerwach. Potrafiła wytykać tylko błędy innych, nie widząc swoich własnych! Tego naprawdę się nie spodziewałam, ale cóż, kobieta zmienną jest (tyczy się to zarówno czytelniczek jak i autorki
). Po raz kolejny napiszę… jestem strasznie ciekawa co nas jeszcze czeka.
Miasto zagubionych dusz jest dużo bliżej „perfekcyjności” pierwszych trzech tomów, niż poprzedniej części, ale nie ma się czemu dziwić skoro autorka ponownie wciągnęła nas w wir walki, tylko że w tym przypadku zmianie uległa postać antagonisty, z Valentina na Sebastiana. Teraz nie pozostaje nam nic innego, jak tylko przeczekać cierpliwie do polskiej premiery Miasta rajskiego ognia, by poznać zakończenie tejże walki. Gorąco polecam każdemu!
http://ogrodpelenksiazek.blogspot.com/2014/03/miasto-zagubio...