„Nieważne, co człowiek robi w życiu, czy jest nauczycielem, sprzedawcą, profesorem, czy sprząta ulice. To, co robi, musi robić najlepiej, jak potrafi, z sercem. Chciałabym, żebyś nigdy nie żałowała tego wyboru. Chcesz być położną? Dobrze. Ale pamiętaj, musisz być w tym najlepsza.”*
Ciąża to dla każdej kobiety bardzo ważne przeżycie, noszenie własnego dziecka pod sercem, obserwowanie jak zmienia się jej ciało z każdym dniem gdy fasolka rośnie i się rozwija. Czucie pierwszych ruchów lub gdy zaczyna kopać. Przez te dziewięć miesięcy między matką, a dzieckiem powstaje bardzo silna wieź. Przychodzi jednak czas narodzin podczas których bardzo ważną osobą jest położna, kobieta, która wszystko kontroluje, dba o bezpieczeństwa obojga, która pierwsza trzyma dziecko. To ona musi nauczyć się odczytywać potrzeby rodzącej, uspokajać i wyjaśniać. Radzić sobie z osobami towarzyszącymi oraz nagłymi i niespodziewanymi zmianami.
„Położna. 3550 cudów narodzin” to autobiograficzna książka w której Jeannette Kalyta opisuje dwadzieścia pięć lat swojej pracy. Były one pełne wzlotów i upadków, naznaczone ciężką pracą, ciągłą nauką i walką z uprzedzeniami do jej nowatorskiego podejścia do swojego zawodu. Położnictwo kilkanaście lat temu wyglądało zupełnie inaczej niż teraz, tak samo jest z przebiegiem porodu. Jeannette w swoich historiach przedstawia również zmiany, które zaszły przez ten czas (często właśnie dzięki niej). Ale najważniejszym jej celem było umożliwienie urodzenie dziecka po ludzku, tak aby i matka i dziecko czuli się komfortowo na tyle ile w tym momencie można się tak czuć. Chciała pokazać, że rodząca to nie przedmioty ani maszyny wydające na świat automatycznie dziecko tylko istoty czujące (już na praktykach zaczęła przełamywać schematy i wbrew zasadom zaraz po urodzeniu położyła noworodka matce na brzuchu, co wtedy było jeszcze niedopuszczalne).
„To książka i dla rodziców, i tych, którzy chcą nimi zostać.” - tak jest napisane w blurbie, a ja bym jeszcze dodała, że książka ta może też być dla kobiet, które nie planują zostać w najbliższym czasie matkami. Na chwilę obecną ja jestem właśnie taką osobą, a publikacja ta wywarła na mnie ogromne wrażenie, czasem wręcz piorunujące. I choć zwykle nie czytuje biografii/autobiografii ta mnie bardzo ciekawiła i teraz już wiem, że był to strzał w dziesiątkę.
Książka ta to nie jest zapis samych porodów, ale również to jak się do nich Jeannette przygotowuje wraz z rodzicami, jak się z nimi zżywa, jak wygląda przebieg drogi jej pracy, trochę życia osobistego, tego co działo się w szpitalach, jaka była mentalność lekarzy, jak traktowano rodzące oraz jak z biegiem czasu się to zmieniało. To też niezwykłe, czasem przerażające lub zabawne historie, które coś wnosiły do życia Kalyty. Opisała blaski i cienie swojego zawodu, ale zrobiła to tak, że czytało się ją jakby powieść fabularną. Prosto szczerze, bez ubarwień, wyolbrzymiania. To bardziej forma wspomnień spotkanych ludzi, przeżytych chwil oraz emocji podczas przyjęcia dzieci na świat.
Nie jestem w stanie zliczyć ile razy się popłakałam w trakcie czytania, to jedna z lepszych książek, które miałam okazję poznać w tym roku i zdecydowanie trafi do mojej prywatnej listy „Perełki 2014”. Pochłonęła mnie całkowicie i gdyby nie inne obowiązki skończyłabym ją w jeden dzień, bo kartki praktycznie przewracały się same. Przeżyłam szereg emocji, bo śmiałam się i roniłam łzy, byłam zniesmaczona zła, konsternowana, w pewnych chwilach nawet sceptyczna. Ale to i tak nie zmieni faktu, że opisy porodów, tego jak każda kobieta je przetrwała, co jej pomagało, a co drażniło. Fakt jak bardzo była i jest zaangażowana oraz opisy kiedy kierowała się intuicją… To było piękne i trudne dopisania w kilku zdaniach. Na uwagę zasługuje również wydanie, twarda oprawa, okładka przyciągająca uwagę, mająca w sobie ciepło, kremowy papier. Wszystko zapowiada lekturę od której nie będzie można się oderwać i rzeczywiście tak jest.
Autobiografia Jeannette Kalyty to pozycja, którą trzeba przeczytać, jest ciekawie napisana szybko się ją czyta i mocno przeżywa. Jeannette posługuje się prostym w przekazie językiem, a gdy używa zwrotów służbowych od razu je tłumaczy. Widać, że poświęciła swojej pracy nie tylko większość czasu, ale i serce. Jedna z ważniejszych osób w życiu tych osób, których dzieciom pomogła przyjść na świat.
*str. 28
http://zapatrzonawksiazki.blogspot.com/2014/03/praca-zycia.h...