Oczekiwanie na narodziny dziecka, to dla rodziców czas pełen radości, czytania różnych poradników mówiących o pielęgnacji niemowląt i ogólnym wychowaniu dzieci, układanie planów na przyszłość, no i przede wszystkim szykowanie wyprawki oraz przygotowywanie mieszkania na przyjście potomka. Jednak, gdy maluch jest już z nami, często życie zmusza nas do zweryfikowania nie tylko naszej wiedzy, ale także i planów. Dlaczego? Ponieważ te malutkie istotki są nieprzewidywalne. Zresztą każdy rodzic doskonale wie, o co mi chodzi… nie ma dwójki takich samych dzieci, więc nie będą jednakowo zachowywały się i rozwijały, bo tak jest napisane w „mądrych” książkach o rodzicielstwie. Właśnie to stara się nam uświadomić Lesze K. Talko w swojej książce Dziecko dla odważnych. Szkoła przetrwania, która jest swoistym antyporadnikiem gdzie znajdziemy sporo mocno przerysowanych sytuacji jak nie należy wychowywać swojej pociechy.
„SOS! W domu pojawia się małe stworzenie, które ryczy nie na żarty, za krótko śpi, ssie palec, robi kupy i dziwnie na ciebie patrzy.
Podobno człowiek może się przyzwyczaić do wszystkiego. Więc kiedy w domu pojawił się Pitu (wtedy jeszcze nie mieliśmy pojęcia, jak się będzie nazywał), przyzwyczailiśmy się.
Jakimś cudem zmieniałem pieluchę. Nie wiem, jakim cudem wkładałem mu nowe ubranko. Kolejne tego dnia. (Czy mi się wydaje, czy w książkach nic nie pisali, że przeciętny Pitulek potrafi się obrzygać dziesięć razy dziennie? Bo o tym, że w tym samym czasie dwadzieścia razy obrzyga rodziców, nie pisali na pewno).
Jakim cudem ludzkość nie wymarła, skoro tyle wysiłku trzeba włożyć w wychowanie jednego dziecka? A przecież są tacy, co mają dwójkę czy, uchowaj Boże, piątkę! Więc co? Nie śpią dziesięć lat z rzędu?”
Ta książka to niezawodny sposób na poprawę humory. Nie da rady nie śmiać się z tego, jak Leszek Talko opisuje, z przymrużeniem oka, swoje doświadczenia, jako rodzica. Powyższy cytat to dopiero początek tego, co serwuje nam autor. Wierzcie, im dalej tym wybuchy niepohamowanego śmiechu są jeszcze częstsze. Mój mąż tylko kręcił głową i uśmiechał się pod nosem.
Co ciekawe, wielu rodziców z pewnością uświadomi sobie w trakcie lektury Dziecka dla odważnych, że przechodzili praktycznie przez to samo… Próby zmęczenia dziecka tak, aby zechciało położyć się wcześniej spać, skutkowały „wypruciem” rodzica ze wszelkiej dostępnej energii życiowej. Na przykładzie pierwszych lat życia swojego pierworodnego synka zwanego Pitulkiem, uświadamia jak wielką indywidualnością jest każde dziecko, które nie lubi podporządkowywać się do zasad, jakie rodzice sobie wymyślili na podstawie reklam i tego, co przeczytali w mądrych=głupich poradnikach dla rodziców. Sami mieliśmy okazję się o tym (i kilku innych rzeczach) dowiedzieć na własnej skórze, w dość szybkim tempie. Nadia bardzo szybko wyprowadziła nas z błędnego myślenia, iż będzie zachowywała się i rozwijała w takim tempie jak to opowiadali na przykład pediatrzy lub położna. Nasza córa, tak samo jak Pitulek od Talki, potrafi w oczywisty sposób postawić na swoim i na nic zda się przekonywanie, proszenie czy też wymaganie. Sama wie lepiej, czego jej potrzeba i w kiedy.
Jak już wspominałam na samym początku, Dziecko dla odważnych to anty poradnik, w którym Talko obala wiele mitów o idealnym dziecku i jego wychowaniu, a jeżeli już macie okazję obcować z takim fenomenem to musicie sobie uświadomić, że najczęściej stoi za tym sztab nianiek lub babcia, która całe dnie spędza z wnuczką/wnuczkiem, aby matka mogła rozwijać swoją karierę oraz czerpać korzyści z życia bez obawy o dziecko. Leszek Talko stara się uświadomić, że dziecko zmuszane do perfekcji (czyste i schludne puszczane na plac zabaw nie może pobawić się z innymi, aby się nie ubrudzić) nie będzie szczęśliwe, a matki takich brzdący określa mianem mamafii. Również próby powstrzymania się lub późniejszego zatuszowania nieodpowiednich słów, które nam się przypadkowo wymsknie w stresowych sytuacjach, często gęsto skutkuje wykorzystaniem ich przez dziecko w najmniej spodziewanych momentach. Takich przykładów zaczerpniętych z książki można by było wymieniać bez liku tylko, jaki jest w tym sens skoro lepiej samemu przekonać się o tym w trakcie lektury.
Podsumowując, Dziecko dla odważnych to naprawdę świetna książka do treści, której należy podchodzić z dystansem i sporą dozą pobłażliwości. Autor wcale nie kryje się z tym, że niektóre z opisanych sytuacji zostały dość karykaturalnie przerysowane, ale temu nie powinien nikt się dziwić, jeżeli weźmie się pod uwagę, iż z początku wszystkie teksty były pojedynczymi felietonami publikowanymi w gazecie. Polecam nie tylko rodzicom lub osobom planującym powiększenie rodziny, ale także wszystkim pozostałym.
http://ogrodpelenksiazek.blogspot.com/2014/01/dziecko-dla-od...