Ktoś mógłby zapytać co mnie obchodzi ogród kobiety, która żyła sto lat temu. Właściwie sama nie wiem, ale zaczarowała mnie ta książka. Może dlatego, że jako mała dziewczynka ganiałam po ogrodzie mojej babci, która miała w nim chyba wszystkie możliwe kwiaty, a jej ogród był przez wszystkich podziwiany. Dzięki tej książce na chwilę wróciłam do przeszłości dość odległej, a wspomnienia są jakby żywsze? A może tylko tak mi się wydaje, w każdym razie bardzo się cieszę, że mogłam tę książkę przeczytać.
Jest to autobiograficzna powieść hrabiny von Arnim, która po kilku latach małżeństwa z byłym pruskim oficerem zamieszkała na Pomorzu we wsi Nassenheide. Nie zaznała szczęścia u boku męża, ale za to stworzyła sobie swój własny mały raj, w którym mogła siedzieć, czytać i słuchać śpiewu ptaków. Elizabeth uważana przez otoczenie za ekscentryczkę nie lubiła chodzić na przyjęcia, nie lubiła przyjmować u siebie gości, którzy zazwyczaj zostawali o wiele dłużej niż powinni. Czytała książki, a przecież dla kobiet to była strata czasu. Nie potrafiła gotować. Stroniła od plotek i życia towarzyskiego. Zamiast tego wolała wędrować po polach i lasach, czytać poradniki o ogrodnictwie, planować swój wymarzony ogród. Nie miała o tym zielonego pojęcia, ale metodą prób i błędów powoli tworzyła kolejne rabatki, sprowadzała z daleka nasiona i sadzonki. I w każdym zdaniu czuć ogromną radość jaką sprawiało jej to wszystko.
Poza swoimi ogrodniczymi przygodami Elizabeth doskonale i z lekką ironią opisuje też życie codzienne i zwyczaje na pomorskiej wsi. Ubawiłam się czytając o jej podejściu do przyjęć urodzinowych, które były wtedy bardzo ważne dla wszystkich, tylko nie dla niej. Nie przejmowała się tym, co myślą o niej inni i nie bała się posiadania własnego zdania na temat rzeczywistości, w której przyszło jej żyć. Zawsze przecież mogła uciec od wszystkiego do ogrodu, w którym czuła się bezpieczna i szczęśliwa.
Mimo, że ja jestem zdecydowanie miejskim stworzeniem bardzo dobrze czytało mi się tę książkę. W końcu każdy czasem lubi uciec na łono natury, gdzie cisza i spokój zastępują nam codzienny miejski zgiełk.
Szkoda, że poznałam tylko rok z jej życia na Pomorzu, chętnie dowiedziałabym się jak dalej sobie radziła z ogrodem i nie tylko
Mimo, że książka opisuje tak odległe czasy napisana jest naprawdę prostym i przystępnym językiem. Taka miła i przyjemna na jedno popołudnie.
Gorąco polecam i mam nadzieję, że będę miała okazję przeczytać też inne książki autorki.
Więcej recenzji na blogu
http://magiczna-czytelnia-viconii.blogspot.com/