Czytając liczne dobre i bardzo dobre opinie na temat tej książki, nie mogłam się doczekać, kiedy sama będę miała okazję ją przeczytać. A określenie "Indyjskie Przeminęło z wiatrem" jeszcze bardziej podsycało mój apetyt. Kto nie zna historii Scarlett? Kto nie śledził z zapartym tchem jej losów? Jeśli nie w książce to przynajmniej na ekranie TV, ale jestem pewna, że wszyscy doskonale wiedzą o czym mówię. A teraz czas na inną bardzo piękną historię o miłości. Odważę się nawet napisać, że jak dla mnie - piękniejszą niż "Przeminęło z wiatrem".
Tym razem poznamy Dewi. Piękną dziewczynkę, której narodziny zwiastował niezwykły znak. Zanim jej matka poczuła, że maleństwo się rodzi u jej stóp wylądowało wielkie stado czapli. Początkowo byłam przekonana, że dzięki temu dziewczyna będzie miała niezwykłe szczęście. Że jej życie będzie usłane płatkami róż. Ale, najwyraźniej nie jestem dobra w tego typu proroctwach, bo bardzo się pomyliłam. Ale nie tylko o Dewi jest ta książka. Oprócz niej poznamy jeszcze Dewannę. Największego przyjaciela naszej bohaterki. Chłopiec wychowywał się w raz z nią, choć nie są oni spokrewnieni. Jego matka uciekła od męża, gdy Dewanna był jeszcze mały, a następnie popełniła samobójstwo. Dzieci tak bardzo się ze sobą zżyły, że w zasadzie były nierozłączne. Gdzie ona tam i on. I tak przez wiele lat. Lata mijały, a dzieciaki rosły jak na drożdżach. Dewanna okazał się być bardzo inteligentny, więc jego rodzina postanowiła zadbać o jego wykształcenie. Chłopak trafił pod skrzydła pewnego misjonarza, który pokładał w nim wielkie nadzieje. Do tego stopnia, że postanowił wysłać go również do bardzo dobrej szkoły, gdzie jego podopieczny zamieszkał w internacie. Nie były to jednak szczęśliwe lata Dewanny. Niestety słynne kotowanie polegało na znęcaniu się nad chłopcami, a los sprawił, ze nasz bohater był wyjątkowo źle traktowany. Upatrzył go sobie jeden z uczniów starszych klas gnębiąc go niemiłosiernie każdego dnia. Dewanna po męsku znosił wszystkie cierpienia myśląc tylko o swojej Dewi. Chłopak pokochał ją całym swoim sercem i marzył, że gdy tylko zdobędzie wykształcenie - zasłuży sobie na to by zostać jej mężem. Planował oświadczyny tuż po powrocie w rodzinne strony. No właśnie, a Dewi? Nasza śliczna bohaterka w owym czasie upatrzyła sobie zupełnie inny obiekt westchnień. Mając dwanaście lat wzięła udział w tygrysim weselu wyprawionym na cześć mężczyzny, któremu udało się zabić tę bestię. I to właśnie ów bohater wpadł w oko Dewi. Dziewczyna zarzekała się, że tylko on może zostać jej mężem. I choć lata mijały, a pogromca tygrysa nawet nie zauważał istnienia Dewi, ta wierzyła, ze kiedyś się to zmieni. Że są dla siebie stworzeni. Dewi odrzucała więc wszystkie propozycje małżeństwa czekając na swojego ukochanego. Tymczasem Dewanna był przekonany, że jego ukochana czeka tylko na niego.
Nikt jednak nie przewidział jak bardzo los potrafi płatać figle. W dniu, w którym Dewi była pewna miłości swojego wybranka i tylko czekała na dogodny moment by ich miłość została przypieczętowana małżeństwem - Dewanna postanowił przyśpieszyć swój powrót do domu. Nie mógł już dłużej znieść upokorzeń i złego traktowania. Wiedział, że tylko u boku Dewi będzie szczęśliwy. Pobity i w bardzo kiepskim stanie gnał do swojej ukochanej, a gdy ją zobaczył wszystko przestało istnieć. Nie był sobą, gdy wyznawał jej miłość, a jej odmowa nie docierała do jego świadomości. Przecież to była Dewi. JEGO DEWI. I wtedy doszło do nieszczęścia, a marzenia tych młodych ludzi stały się tylko mrzonką... Nie chciałabym jednak opowiadać Wam całej tej historii, choć wierzcie mi, że zrobiłabym to z ogromną przyjemnością. Ale na pewno chętniej poznacie ja sami.
Nie ukrywam, że gdy zaczęłam czytać tę powieść nie było mi łatwo. Na początku w ogóle nie potrafiłam zapamiętać tych ich wszystkich określeń. Czasem gubiłam się w tym o kim w danym momencie czytam itp. Oprócz tego, powieść ta ma dość długi wstęp. A ja nie mogłam się doczekać kiedy książka wreszcie się rozkręci. Ale powiem Wam szczerze, że warto czekać, a wszystkie te nie najlepsze wrażenia z pierwszego spotkania z tą lekturą bardzo szybko minęły. Potem historia tych dwojga młodych ludzi bardzo mnie wciągnęła, i nie potrafiłam się od niej oderwać...
Co mi się w tej książce podobało? Przede wszystkim to niewątpliwie piękna historia o miłości. Smutna, bo to nieszczęśliwa miłość, ale jakże silna i wielka. Aż trudno w to uwierzyć. Podobały mi się również liczne cudne opisy przyrody. Zazwyczaj wolę dialogi, lubię gdy coś się dzieje, ale tutaj nie mogłam oprzeć się pokusie by pobujać odrobinę w obłokach wyobrażając sobie te wszystkie cudowne miejsca, wspaniałe pejzaże itp. Opisy zawarte w tej powieści sprawiają, że oczami wyobraźni widzimy te miejsca, tak jakbyśmy byli tam osobiście. I powiem Wam, że aż żałuje, że tak się nie stało. Jestem również zachwycona fabułą tej powieści. Tu stale coś się dzieje, poznajemy dzieje Dewi i Dewanny od ich narodzin, poprzez dzieciństwo, dorastanie, dojrzałość, aż do momentu, gdy ich dzieci są już dorosłe i mają własne rodziny. Ta książka nie pozostawia w nas w sytuacji kiedy aż nas skręca z ciekawości co było dalej. Nie ma żadnych niedomówień itp. Jest tu wszystko, czego czytelnik oczekuje. I jeszcze jedno. Zakończenie. Zaskakujące i piękne. Bardzo mi się podoba
Ta książka naprawdę jest śliczna. Czytałam ją z zapartym tchem i choć od jej przeczytania minęło już trochę czasu, to historia Dewi i Dewanny wciąż zaprząta moje myśli. Na prawdę gorąco polecam
Recenzja z bloga:
http://ksiazeczki-synka-i-coreczki.blogspot.com/2014/02/tygr...