Podobno jest to powieść w duchu „Służących”. Ciężko mi się do tego odnieść, bo „Służących” nie czytałam. Ale w trakcie czytania ciągle miałam gdzieś tam z tyłu głowy „Smażone zielone pomidory” Fannie Flagg. Fabularnie bardzo się od siebie różnią, a jednak skojarzenia z nią nie potrafiłam się pozbyć. I nie jest to zarzut, wręcz przeciwnie.
„Sucha sierpniowa trawa” to wspaniała opowieść o przyjaźni nastoletniej Jubie i czarnoskórej służącej Mary. Lata pięćdziesiąte, amerykańskie południe. Segregacja rasowa ma się świetnie, żeby nie powiedzieć kwitnąco. Trzynastoletnia Jubie, która dorasta w świecie, gdzie na ulicach na porządku dziennym są komunikaty typu:
„MURZYNI
Przestrzegajcie godziny policyjnej!
Po zachodzie słońca!
TYLKO DLA BIAŁYCH”
Dziewczyna, która uważa ich służącą za swoją najlepszą przyjaciółkę nie do końca jest w stanie to zrozumieć. Dlaczego ktoś tak wspaniały jest traktowany inaczej tylko dlatego, że ma inny kolor skóry? Jakie to ma znaczenie w momencie, kiedy jest tak wspaniałym człowiekiem, jak Mary? Mary, która jest dla dziewczyny jedynym wsparciem w trudnych chwilach, które dotyczą pijaństwa i przemocy ze strony ojca.
Ciężko jest określić jakoś tą książkę. Z jednej strony jest napisana bardzo prostym językiem i czyta się ją z nieopisaną lekkością. A z drugiej, dotyczy naprawdę trudnych tematów, takich jak rasizm, przemoc domowa, zdrada i co najgorsze, niemego przyzwolenia na to wszystko ze strony otoczenia.
To jedna z tych książek, które wciągają do tego stopnia, że nie zauważamy upływu stron. I nie ma znaczenia, że akcja toczy się dosyć leniwie, i tak ciężko było mi się oderwać od lektury.
Wspaniała historia, w której przeplatają się smutki i radości, zmuszająca do myślenia i refleksji, doskonała powieść obyczajowa, którą mogę polecić bez wahania.
Więcej recenzji na blogu
http://magiczna-czytelnia-viconii.blogspot.com/