Urodzona o północy

Recenzja książki Urodzona o północy
Szesnastoletnia Kylie ma już wszystkiego dosyć. Nie dość, że prześladują ją koszmary, musi chodzi do – jak to sama określa – świrologa, choć nadal nie wie, po co i na co, to zamiast mieć, chociaż wsparcie rodziców, oni ją jeszcze bardziej dołują. Królowa Śniegu bliżej znana, jako jej matka, nie okazuje jej żadnych podstawowych matczynych uczuć, a do tego jej ojciec, który coraz bardziej się od niej oddala, choć zawsze byli ze sobą bardzo blisko. Na domiar złego jej rodzicielka chce ją wysłać na obóz dla trudnej młodzieży po ostatnim incydencie. Nie pomagają prośby, nie pomagają tłumaczenia, nie pomaga wołanie o pomoc do najbliżej osoby. Klamka zapadła, wyjazd jest nieodwołalną i nieodwracalną jedyną stałą w jej życiu na najbliższe dni. Co się wydarzy na obozie? Czego się dowie? Czy odnajdzie odpowiedzi na nurtujące ją pytania? Czy będzie gorzej niż myślała?

C.C. Hunter to pseudonim Christine Craig, pochodzącej ze Stanów Zjednoczonych, urodzonej w Alabamie, a mieszkającej obecnie w Teksasie wraz z czterema ocalonymi kotami, psem i mężem autorki serii Wodospady cienia. Choć w oryginale pierwsza część ukazała się już w 2011 i liczy sobie tam pięć tomów wraz z dwoma dodatkami, w Polsce ukazała się dopiero w styczniu 2014, a tytuł jej brzmi Urodzona o północy.

Urodzona o północy nie należy do powieści nowatorskich czy odkrywczych. Nie wnosi nic nowego do gatunku, jakim jest paranormal romance. Ale czy zawsze o to chodzi? W końcu jest tyle książek tego rodzaju, że nie sposób czegoś nie powielić. Oczywiście przy niektórych tytułach razi w oczy aż za duże inspirowanie się, jak nie zżynanie z pomysłów innych autorów. Tu widać pomieszanie z poplątaniem. Są utarte schematy, ale także w małym stopniu znajdziemy coś nowego.

Szkół czy też innych instytucji dla trudnej młodzieży w romansach paranormalnych jest pełno. Choć akurat z obozem się jeszcze nie spotkałam i to w dodatku z podobnym do stworzonego przez C.C. Hunter. Do czego się jedynie można przyczepić to istoty nadnaturalne i ich oczywiste zdolności. Miałam małą nadzieję, że tutaj autorka wplecie coś nowego. I jak wyszło? Pół na pół, to chyba najlepsze określenie. Zabrakło mi w niej zagłębienia się odnośnie tematyki „potomków bogów”. Szkoda, że nie zostało to dokładniej opisanie. Mam jednak na uwadze fakt, że tomów Wodospadów cienia mało nie jest, więc liczę, że autorka przedstawiła ten wątek bliżej właśnie w kontynuacjach, bo szkoda by było to przemilczeć.

Hunter pisze łatwo, prosto i przyjemnie, co sprawia, że jej książkę wręcz się połyka. To chyba był na nią odpowiedni czas, bo po męczących dniach w szkole z przyjemnością oddawałam się lekturze. Zapadałam się w niej. Rozrywka i odpoczynek dla mojego przeciążonego umysłu ostatnimi tygodniami nauki to było coś specjalnie stworzonego na tę okazję. Takiej powieści właśnie mi było trzeba. Nieskomplikowanej i zachwycającej lektury, kiedy to nieraz zabiło mi szybciej serce, jak to w tego typu powieściach powinno być. Mam jednak nadzieję, że styl autorki ulegnie zmianie na lepsze. Czytałam o wiele gorsze książki, ale z pewnością Urodzoną o północy czytałoby się o wiele lepiej, gdyby jednak jej styl był trochę bardziej dopracowany.

A cóż ja mogę napisać o bohaterach? O ile z lekka irytowały mnie ciągłe wahania nastrojów Kylie, to z drugiej strony ją rozumiałam. Ot zagubiona nastolatka w zupełnie dla niej nowym świecie, poszukująca swojej prawdziwej tożsamości. To, co najbardziej intryguje to jej relacje z dwoma osobnikami płci przeciwnej – Derekiem i Lucasem. Zły, dobry, dobry, zły czy nie do końca zły. Przewidywalne, ale i tak z zainteresowaniem śledziłam losy tej trójki i tak naprawdę nadal nie wiem, ku któremu moja sympatia się skłania. Prawdą jednak pozostaje, że jeden z nich ma więcej tajemnic i to one najbardziej ciekawią. Wiadomo, aura tajemniczości zawsze kusi. Jednak to wszystko nie wyklucza faktu, że bohaterem, o którym chciałam dowiedzieć się najszybciej i jak najwięcej, a który w zupełności mnie zaskoczył to tajemniczy „prześladowca” Kylie.

Moja reakcja może niektórych zadziwić, ale ja chciałabym mieć już kontynuację tu i teraz, w tym momencie. Pomimo przewidywalności, świat przedstawiony przez C.C. Hunter naprawdę mi się spodobał. Lektura wciągnęła mnie na kilka godzin i dostarczyła mi świetnej rozrywki, czego właśnie od tego typu powieści oczekuję. Nie musi to być książka wybita, wystarczy, że od danego tytułu nie będę mogła się oderwać, w odpowiednich momentach mój puls przyspieszy, zaś w innych na mojej twarzy zagości uśmiech. Tego wszystkiego dostarczyła mi pierwsza część Wodospadów cienia i mam nadzieję, że na premierę kolejnej nie będę musiała długo czekać, bo z wielką chęcią po raz kolejny przeniosę się do świata Kylie, Dereka, Lucasa, Delli i Mirandy, jak i będę mogła odkrywać kolejne tajemnice związanymi z niespodziewanymi gośćmi.


_______
http://szeptksiazek.blogspot.com/
0 0
Dodał:
Dodano: 24 I 2014 (ponad 11 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 171
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: nie podano
Wiek: 27 lat
Z nami od: 31 V 2012

Recenzowana książka

Urodzona o północy



Życie nastoletniej Kylie Galen nie jest łatwe. Umiera jej ukochana babcia, rzuca ją chłopak, jej rodzice się rozstają, a w dodatku ciągle widuje dziwną postać, której nikt poza nią zdaje się nie zauważać… Pewnego wieczora Kylie Galen ląduje na nieodpowiedniej imprezie z nieodpowiednimi ludźmi, i to zmienia jej życie na zawsze. Za radą psychologa matka wysyła ją do Wodospadów Cienia – na obóz dla t...

Ocena czytelników: 5.04 (głosów: 31)
Autor recenzji ocenił książkę na: 4.5