Goraćzka 2

Recenzja książki Gorączka 2
Ewa i Seth przetrwali atak wirusa, jednak nie obyło się to bez żadnych negatywnych skutków, szczególnie w ciele Ewy. Starają się wspólnymi siłami zrozumieć strukturę wirusa i znaleźć jakiekolwiek możliwe rozwiązanie, które sprawiłoby, że nie byłby on aż tak śmiercionośny. Jednak stan Ewy cały czas się pogarsza. Dziewczyna jest na tyle słaba, że ledwo się porusza, prawie nie wychodzi z pokoju, a jeśli już to zawsze w towarzystwie Setha lub swoich przyjaciół. Mdleje w najmniej oczekiwanych sytuacjach i niemal cały czas przebywa w szpitalu lub w skrzydle medycznym w szkole.

Podczas choroby Ewy w wielu miejscach zdarzają się niepokojące rzeczy. W Londynie cały czas można spotkać się z przypadkami tajemniczych zaginięć. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że ciała osób po prostu... znikają. Zostają same ubrania, ułożone w taki sposób, jakby ktoś przed chwilą w nich był. Policja nie odnajduje żadnych oznak wskazujących na porwanie lub morderstwo, więc siłą rzeczy nie może nic zrobić i jedynie rozkłada ręce. Na tropie tego dziwnego zjawiska są Nick Mullard i Jennifer Linden, którzy nawet nie wiedzą, jak wielkie niebezpieczeństwo na siebie ściągają. Tymczasem w Parallonie dzieją się coraz bardziej straszne rzeczy... Ludzi przybywa i stawiają oni niesamowicie wysokie wymagania. To dopiero "początek końca".

Jakiś czas temu miałam tę (nie)przyjemność czytać pierwszą część Gorączki, która nie zrobiła na mnie zbyt pozytywnego wrażenia, a można rzec, iż praktycznie wzruszyła mnie swoją naiwnością i błędnie poprowadzoną fabułą. Niemal wszystko krzyczało w niej o tym, że jest po prostu fatalna i sama nie wiem dlaczego nie posłuchałam tego głosu i nie wystawiłam jej najniższej noty, a - uwaga! - 6/10. Jaki to człowiek czasami bywa głupi. Na całe szczęście Gorączka 2 przypomniała mi dlaczego tak bardzo ta seria mi się nie spodobała. Czasami naprawdę sama siebie nie rozumiem i nie mam najmniejszego pojęcia, co skłoniło mnie do tego, by sięgnąć po kontynuację Gorączki. Od dzisiaj obiecuje - koniec z kontynuacjami książek, które mi się nie podobały.

Pierwsze przykazanie przy (nie)sięganiu po tę powieść: Nigdy nie daj się zwieść ładnej okładce. Weźcie to sobie naprawdę głęboko do serca i nie popełnijcie tego samego błędu, co ja: Ojej, ale śliczna okładka! Może jednak dam jej szansę, mimo tego, że pierwsza część była okropna? Nigdy, naprawdę nigdy więcej nie dam się zwieść okładce. Plusy tej powieści można dosłownie policzyć na palcach jednej ręki. Pierwszym z nich jest właśnie interesująca oprawa książki, która niestety nie pokrywa się z jej treścią. Nawet trudno mi cokolwiek powiedzieć na temat zawartości Gorączki 2, bo chyba nie byłam przygotowana na tak wielką dawkę... beznadziejności? Naprawdę myślałam, że już gorzej niż w jedynce nie może być, a tu proszę! Autorce udało się mnie tak niemiło zaskoczyć. Drugim plusem był nieco poboczny wątek, czyli poszukiwania informacji przez Nicka i Jennifer oraz ich miłosne wzloty i upadki. Po takim odmóżdżaczu jakim była historia Ewy i Setha miło było przeczytać coś ciekawego. Kolejną pozytywną rzeczą był fakt, że autorka na początku książki zamieściła krótkie streszczenie tego, co działo się w poprzednim tomie. Gdyby nie to, że Dee Shulman pomyślała o czytelnikach, którzy nie pamiętali nic z pierwszej części, to pewnie przez całą książkę głowiłabym się o co właściwie w niej chodzi. Jeśli o mnie chodzi to z Gorączki mam kompletną pustkę w głowie. No cóż, jestem tak przyzwyczajona, że usuwam ze swojej głowy wszystkie nieprzyjemne wspomnienia, a czytanie poprzedniego tomu z pewnością takie było. Przebrnięcie przez Gorączkę 2 zawdzięczam tylko i wyłącznie temu, że rozdziały okazały się być bardzo krótkie przez co w miarę szybko udało mi się dotrzeć do końca. I to chyba był jeden z najpiękniejszych momentów w moim "książkowym" życiu. Już dawno nie cieszyłam się aż tak z zakończenia książki. Miałam ochotę wystawić tej powieści ocenę 1/10, ale przez to, że na 220 stronie Dee Shulman wspomniała dwa razy o Jamiem Oliverze, którego uwielbiam, dałam jej o punkcik wyższą notę. Tym razem autorce się upiekło. I takim oto sposobem znalazłam zaledwie pięć plusów na 472 stronach książki. To smutne. A teraz nadszedł czas na wytknięcie wszystkich błędów. Już wewnętrznie zacieram ręce.

W pierwszej części bardzo dużo narzekałam na bohaterów, a tym razem będę narzekać jeszcze więcej - hura! Ogromnie irytowała mnie postać Ewy, a to powszechnie wiadome, że bez chociażby odrobiny sympatii do głównej bohaterki nie da się polubić książki. Już widzicie, że tu jest pies pogrzebany - wszystko przez Ewę! Zawsze osoby z tym imieniem sprawiały problemy dla ludzkości. Najpierw przez Ewę zostaliśmy wygnani z raju i tym razem również się tak stało - przy czytaniu nie dało czuć się w tym "książkowym" raju, a to wszystko przez główną postać. Często jest tak, że autorzy idealizują swoich bohaterów, ale jeszcze nigdy nie spotkałam się z tym na taką skalę. Nasza kochana Ewa była idealna pod każdym, naprawdę każdym, względem, a cały świat kręcił się właśnie wokół jej osoby. Pft! Świat? To za mało. Zamiast heliocentryzmu powinien być ewocentryzm, bo to przecież właśnie Ewa Koretsky znajduje się w środku calutkiego wszechświata. Trochę złośliwości się we mnie ujawnia, ale taka jest prawda. Rozumiem, że dziewczyna była chora i cały czas gdzieś mdlała lub źle się czuła, ale obsesyjna obserwacja jej stanu zdrowia wydała mi się wręcz niewskazana. Nie potrafiła przez to normalnie funkcjonować, bo na każdym kroku ktoś podtykał jej coś pod nos i starał się pomóc - ja bym chyba tego nie wytrzymała. Kolejną denerwującą postacią był nasz cudowny, umięśniony, wysportowany, przystojny, mądry, a jednoczeście czuły i kochający Seth. Nie mam słów na to, by w dostatecznie dobry sposób go scharakteryzować, bo dla mnie był całkowicie bezpłciowy w tym, jak się zachowywał. Sama miłość głównych bohaterów była dla mnie tak ckliwa, romantyczna i przesłodzona, że nie zdziwiłabym się, gdyby ktoś za chwilę wyrosła nad nimi tęcza i zaczęły skakać wokół różowe jednorożce. Biedna Ewa była niemal opętana przez Setha i nawet było mi jej szkoda, bo chłopak pojawiał się koło niej prawie cały czas. Nawet śpiąc nie była sama! To już szczyt wszystkiego.

A zapowiadało się tak ciekawie... Na początku kompletnie zapomniałam o tym, jak bardzo poprzednia część mi się nie podobała, więc zainteresowałam się treścią. Nareszcie! Ewa i Seth postanowili prowadzić badania nad wirusem, ale zakończyło się to właściwie tylko mówieniem. Seth może faktycznie kilka razy był w laboratorium i starał się cokolwiek zrobić, ale i tak ich zmagania mijały się nieco z celem. Przez praktycznie calutką książkę czytamy tylko o tym: Ewa budzi się w skrzydle szpitalnym, Seth wygląda pięknie, jak na gladiatora przystało, chłopak wybiera się do laboratorium, Ewa mdleje, budzi się, fanfary, bo tym razem w innym miejscu, w szpitalu, Seth znowu myśli nad okiełznaniem złego wirusa, Ewa chce mu pomóc, ale znowu mdleje. Tak mniej więcej przebiega akcja w powieści. Z czasem robi się trochę bardziej interesująco, ale potem znowu wszystkie emocje opadają i w dalszym ciągu jest nudno. Gdyby nie zbawienna moc krótkich rozdziałów to nie dałabym rady doczytać jej do końca.

To jedna z niewielu książek, przy których autentycznie śmiałam się na cały głos. Nie, nie dlatego, że była taka zabawna, ale przez to, że była tak naiwna. Chociaż w sumie... była nawet zabawna w swojej naiwności. Przez praktycznie całą powieść na przemian: przewracałam oczami, śmiałam się ze wszystkich niedorzeczności i nawet kilka razy ziewałam. Jednak moim niekwestionowanym ulubieńcem był moment na samym początku książki, kiedy to Seth przyszedł odwiedzić Ewę w skrzydle szpitalnym. Standardowo pocałował swoją dziewczynę i już miał wychodzić, kiedy Ewa znowu się do niego przytula w nagłym przypływie miłości. Może nawet bym to zniosła, gdyby nie fakt, że dziewczyna za chwilę ma wyjść i kolejny raz odwraca się do Setha, a potem... znowu ląduje w jego ramionach, słysząc "Nie mogę pozwolić ci odejść" z ust chłopaka. Dajcie spokój! Ona tylko schodzi na dół, do pielęgniarki, a nie odchodzi na tamten świat. Czyż ta scena nie zalatuje tanim i przesłodzonym romansidłem, od którego aż zęby się psują? Już po tych pierwszych kilku stronach miałam książki serdecznie dość, ale mocno się zaparłam i naprawdę cudem dobrnęłam do końca, bo Gorączka 2 wywoływała we mnie wręcz chęć mordu na biednej książce. Od kiedy stałam się takim potworem? Widzicie, jak takie powieści potrafią wpływać na ludzi, więc jeśli nie chcecie stać się potworem to nie sięgajcie po tę książkę... ani po serię, bo naprawdę nie warto marnować sobie czasu.

Gorączka 2 jest jeszcze gorsza niż pierwszy tom i nie widzę w niej prawie żadnej wartości. Gdyby nie fakt, że autorka wymieniła dwukrotnie mojego ulubionego kucharza to pewnie dałabym jej najniższą notę. Jeśli czytaliście Gorączkę i Wam się nie podobała to nie popełniajcie mojego błędu - nie sięgajcie po kontynuację, bo jestem przekonana, że nie skończycie jej czytać. A jeśli niektórym z Was podobała się pierwsza część to... czytacie drugą na własną odpowiedzialność. Ja ze swojej strony jej bardzo nie polecam, a nawet odradzam, bo możecie w tym czasie przeczytać o wiele ciekawsze pozycje.
0 0
Dodał:
Dodano: 17 I 2014 (ponad 11 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 278
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Anka
Wiek: 27 lat
Z nami od: 15 V 2012

Recenzowana książka

Gorączka 2



Seth i Eva przetrwali atak wirusa. Niestety z niewiadomych przyczyn stan Evy się pogarsza. W dodatku ofiarami zabójczej gorączki padają kolejni ludzie. Seth musi wyruszyć w niebezpieczną podróż w czasie, aby zatrzymać rozprzestrzenianie się wirusa. Ale nawet nie wie, jak katastrofalne skutki będą miały wydarzenia, które wywołał… Trylogia Parallonu: 1. Gorączka 2. Gorączka 2

Ocena czytelników: 3.64 (głosów: 7)
Autor recenzji ocenił książkę na: 1.0