Po raz pierwszy miałam przyjemność zaznajomić się z twórczością Carlosa Ruiza Zafóna. Jak wrażenia? Już na wstępie widać, że ma on niewyobrażalny talent pisarski, a każdy fragment fabuły jest idealnie dopracowany, chociaż jedna scena była dla mnie nieco niezrozumiała. Mimo to, "Książę Mgły" to lektura warta zachodu i poświęceniu jej czasu. Dlaczego?
Rodzina Carverów podczas trwania II wojny światowej kupuje dom w małej osadzie rybackiej, chcąc uniknąć niebezpiecznego w tym czasie życia w mieście. Nie wiedzą jednak, że zakupiona przez nich posiadłość skrywa mroczne tajemnice. Gdy nastoletni Max odkrywa, że wokoło mają miejsce niewyjaśnione zdarzenia, rozpoczyna własne śledztwo, pragnąc je zrozumieć i racjonalnie wyjaśnić. Wkrótce poznaje Rolanda, z którym się zaprzyjaźnia. Nie wie jeszcze, że chłopiec jest kluczem do zrozumienia sekretu Księcia Mgły i szalonego, przerażającego świata. Czy Max zrozumie sekret, zanim będzie za późno?
Bohaterowie, zarys fabuły i kilka wydarzeń bardzo przypominały mi cykl powieściowy Pierdomenico Baccalaria "Ulysses Moore". Tam również głównymi bohaterami jest rodzeństwo, które jest w trakcie przeprowadzki oraz miejscowy chłopiec. Podobnie jak Kilmore Cove, tak też tutaj miasteczko położone jest na wybrzeżu, a posiadłość na klifie. Również sposób prowadzenia akcji jest bardzo zbliżony. Swoboda z jaką dzieci starają się rozwikłać tajemnicę, jeżdżąc gdzie chcą, robiąc co chcą, bez praktycznie żadnej ingerencji ze świata dorosłych. Oczywiście z drobnym wyjątkiem, w "Księciu Mgły" nie znajdziemy, co prawda odpowiednika Nestora, ale pojawia się latarnik, który doskonale wie, co takiego skrywa rezydencja, zna historię jej poprzednich właścicieli i zdaje sobie sprawę, że prędzej czy później dzieci także poznają prawdę. Nie wiem, kto na kim się wzorował, ale podobieństwo obu historii jest uderzające.
Bardzo spodobał mi się sposób w jaki Carlos Ruiz Zafón przedstawił Księcia Mgły. Przede wszystkim wszechobecny mrok i tajemniczość były utrzymane na wysokim poziomie, doskonale budując napięcie u czytelnika. Przez całe trzy godziny czytania książki, nie mogłam się wprost doczekać, kiedy wreszcie dowiem się o co chodzi. Zdecydowanie jest to lektura, która wbija w fotel i nie pozwala czytelnikowi ruszyć się dalej od książki, niż jest to konieczne. Jedno jest pewne: gdy już zaczniecie czytać, żadna siła nie oderwie was od powieści.
Kolejnym plusem jest takie wykreowanie fabuły, by zawierała elementy horroru. Czytając niektóre mroczne opisy, miałam dreszcze, a czasem wręcz czułam się obserwowana przez tajemnicze siły. Wiem, że to wyłącznie wytwory mojej wyobraźni, ale efekt jest niesamowity. Już od jakiegoś czasu, co raz częściej staram się sięgać po horrory zanim wreszcie stawie czoła dziełom mistrza w tej dziedzinie - Stephenowi Kingowi. Z tego powodu bardzo spodobały mi się takie elementy w książce Zafóna.
Podsumowując "Książe Mgieł" to niesamowita opowieść na dobranoc, która nie tylko umili wam czas, ale także zapewni wielu niezapomnianych wrażeń. Sam pomysł, może nie jest jednym z najbardziej porywających, lecz jego wykonanie skutecznie nadrabia wszelkie braki. Jestem pewna, że moja przygoda z twórczością Zafóna nie skończy się tylko na tej książce. Mam nadzieję, że wy także spróbujecie zmierzyć się z jego dziełami. Na początek polecam "Księcia Mgły".
Więcej moich recenzji na:
http://life-is-short-make-it-happy.blogspot.com