„Nauczycielkę z Villette” zobaczyłam na półce miejskiej bibliotece, kiedy już wychodziłam ze swoją „zdobyczą”, aby ją wypożyczyć. Nie zastanawiając się długo wzięłam ją, bo z przyjemnością czytam kryminały, a te skandynawskie zawsze spędzają mi sen z powiek. Z autorką tej powieści się jeszcze nie zetknęłam, ale stwierdziłam, że z kryminałem mogę zaryzykować.
„Nauczycielka z Villette” to pierwsza część serii o sędzi śledczej Martine Poirot, więc poznajemy tutaj bohaterkę, jej otoczenie - miasteczko w którym mieszka i pracuje – Villette - , jej przyjaciół, rodzinę. Oczywiście mamy też zagadkę kryminalną do rozwiązania. Opis z tyłu książki mocno mnie zaintrygował i miałam nadzieję, że będę miała do czynienia z naprawdę znakomitym kryminałem o którym na długo nie zapomnę. Czy tak się stało? Zachęcam do zapoznania się z moją recenzją.
W Villette w miasteczku w Belgii dochodzi do wypadku, któremu ulega znana i lubiana nauczycielka Jeanne Demaret. Zostaje ona potrącona przez samochód i sędzia śledcza Martine Poirot nie do końca wierzy, że był to nieszczęśliwy wypadek. Razem z komisarzem Christianem de Jonge zaczyna badać sprawę morderstwa madame Demaret. Wkrótce potem dochodzi do próby zlikwidowania Dominica di Bartolo, który posiadał cenne informacje na temat tego co wydarzyło się w przeszłości, gdyż śmierć nauczycielki miała związek z minionymi wydarzeniami. Martine Poirot nie tylko musi znaleźć winowajcę śmierci Jeanne Demaret i usiłowania zabójstwa Dominica di Bartolo, ale także musi uporządkować z sprawy z przeszłości, które naprawdę mają ogromny wpływ na popełnione zbrodnie.
Jest to debiut autorki – Ingrid Hedström –i nie mogę powiedzieć, że jest on nieudany, bowiem autorka wykreowała własne miasteczko, którego nie znajdziemy na mapie Belgii, bo właśnie w tym państwie znajduje się Villette. Jest to całkiem ciekawie prezentujące się miasto. Główna bohaterka śledcza Martine Poirot jest postacią wyraźną i bardzo łatwo ją polubić i jest to nawet przyjemne, kiedy odpowiedzialną za rozwiązanie kryminalnej zagadki jest kobieta, a nie mężczyzna. Sama zagadka może i do najzmyślniejszych nie należała, ale była na swój sposób ciekawa, domyślałam się rozwiązania, ale zostałam zaskoczona, a to ogromny plus. Nie czytało mi się „Nauczycielki z Villette” źle, jednak nie był to kryminał, który mnie zaintrygował. Język autorki był przyjemny, nie irytował. Akcja może czasem się plątała i zbyt dużo wątków pojawiało się na raz i nie wszystkie były zrozumiałe to jednak z czasem się one układały i dawało jakieś światło na całą fabułę. Nie był to ciężki kryminał, był on lekki, dobry na to, aby usiąść wygodnie w fotelu z kubkiem gorącej herbaty i zatopić się w lekturze na cały wieczór.
Mnie specjalnie „Nauczycielka z Villette” nie zachwyciła, jednak nie była to książka zła. Ingrid Hedström miała całkiem dobry pomysł i zmyślnie połączyła przeszłość z teraźniejszością tworząc całkiem ciekawie zapowiadającą się zagadkę kryminalną, ale czegoś w niej brakowało. Dla mnie wszystko było jakieś nieskładne i czegoś brakowało. Czytając ją odprężyłam się i oddaliłam od siebie dręczące mnie myśli, więc książka spełniła swoje zadanie.
opublikowano:
www.feelsometimes.blogspot.com