Alice Munro jest już autorką na stałe goszczącą na moim blogu i właściwie nie ma ostatnio miesiąca, w którym nie przeczytałabym choć jednej jej książki. Często też wracam do poprzednich, już zrecenzowanych, bo są one naprawdę skarbnicą złotych myśli i idealną lekturą na wieczór, kiedy chcę odpocząć, lub po prostu poczytać coś mądrego, co skłania do refleksji, wzrusza i oczarowuje. Jest to tym bardziej proste, że każda kolejna powieść ma ten sam schemat wydania, czyli kilkanaście krótkich historii zawartych w jednej książce. Dla mnie to idealne rozwiązanie, bo mogę w każdej chwili sięgnąć po jedno, konkretne, które najbardziej mi się spodobało, poza tym jest to bardzo dobry patent dla osób nie lubiących sztywnego przymusu czytania książki "po kolei". Tu można skakać do woli i czytać opowiadania według własnego uznania.
Myślę, że stali czytelnicy doskonale znają już biografię tej autorki. Alice Munro napisała mnóstwo książek, właściwie jest to pisarka bestsellerowa, nagrodzona wielokrotnie choćby nagrodą Bookera czy nawet Nagrody Nobla! Chyba już same te wyróżnienia są najlepszą rekomendacją do tego, by zapoznać się z jej twórczością.
Kolejnym tomikiem jaki przeczytałam, jest "Taniec szczęśliwych cieni". Tym razem autorka zabiera nas w podróż po Kanadyjskich miasteczkach, wsiach i farmach. Poznajemy historię szukającego dawnej miłości komiwojażera, nastolatkę czekającą z niecierpliwością na swoją pierwszą balową suknię, czy kobietę o pękniętym sercu. Jak zwykle trudno było się nie wzruszyć podczas lektury, zarówno zaduma jak i lekki uśmiech towarzyszyły mi podczas większości opowiadań, jednak znalazłam swoich faworytów, do których mam nadzieję wracać często.
Jedną z historii, które szczególnie zapadły mi w pamięci, jest historia o nastolatce, które niechętnie wyczekiwała przyszłego balu szkolnego. Nie była ona ani popularna, ani towarzyska, więc wizja samotnego stania w kącie niespecjalnie ją cieszyła, z uwagi jednak na brak wymówki musiała się tam wybrać, tym bardziej, że jej matka od dawna przygotowywała dla niej suknię. Kiedy w końcu znalazła się wśród innych uczniów na potańcówce, nikt nie prosił jej do tańca, przez co prawie dała się namówić na opuszczenie balu i wyjście z popularną w szkole dziewczyną, Mary, jednak w ostatniej chwili wydarzyło się coś, co pozwoliło jej uniknąć tego i przeżyć dosyć znośny, jej zdaniem, wieczór, a także dostrzec, że życie nie jest tak złe jak sądziła.
Nie będę zdradzać szczegółów opowiadań, bo są one na tyle krótkie, że naprawdę łatwo jest zdradzić zbyt dużo. Choć niektórzy zarzucają autorce, że jej opowiadania są bardzo ogólne, jakby skrócone, ja uważam, że Munro zawiera w nich tylko to co najważniejsze i potrzebne do zrozumienia przesłania, bo o to przede wszystkim chodzi w jej twórczości.