Czytaliście kiedyś książkę o umieraniu? Ja tak, wiele razy. I zawsze miałam wrażenie, że czegoś w tej książce brakuje, że autor wcale nie wie jak czuła się ta osoba i jedynie może przypuszczać. Dodatkowo zawsze miałam wrażenie, że pisarz wcale nie zaznajomił się z żargonem medycznym i popełnia wiele błędów. A że biologię uwielbiam, to i wiedzę mam sporą. A co, jeżeli na waszych półkach stoi książka, która zawiera w sobie dokładnie to wszystko, co zazwyczaj uważaliście za braki, za rzeczy, których nie znaleźliście w innych książkach? Cóż, radziłabym od razu po nią sięgnąć.
Hazel to teoretycznie zwykła nastolatka. Teoretycznie, bo w praktyce nie uczęszcza do szkoły, a wszędzie gdzie się udaje ma ze sobą przenośną butlę z tlenem. Hazel ma raka tarczycy z przerzutami do płuc. Na jednym ze spotkań grupy wsparcia poznaje Augustusa, który od tej chwili będzie jej towarzyszył do samego końca. Ta znajomość choć ciężka i skomplikowana, obojdu przyniesie to, co szukali przez wiele lat. I oczywiście na zawsze odmieni ich życie, kiedy oboje staną się granatami.
A wszystko zaczęło się od jednej książki.
Miałam wiele oczekiwań od tej książki i przyznam, że wszystkie zostały spełnione.
Zacznę od tego, że unikam powieści, które są łzawe, pełne smutku i niewyobrażalnego bólu oraz cierpienia. Nie potrafię wczuć się wtedy w uczucia bohatera i często wydaja mi się one odrealnione, pozbawione jakiekolwiek sensu. Takie też miałam obawy, zanim wzięłam do ręki Gwiazd naszych wina. Czytałam wiele recenzji, wszystkie były pozytywne, ale jednocześnie w większości z nich zapowiadano, aby mieć pod ręką paczkę chusteczek. Cóż, mi nie były one potrzebne, bo historia choć smutna, łzawa nie była.
Autor doskonale oddał sens cierpienia i nieuniknionej śmierci, która prędzej czy później dopada każdego człowieka. Są momenty, w których to ostatnie pożegnanie nadchodzi naprawdę bardzo szybko i jest spowodowane ciężką chorobą. Hazel jest nieuleczalnie chora, jej płuca nie spełniają swojej roli, ale dziewczyna nie poddaje się, tylko nadal żyje, ogląda telewizje, spotyka się z koleżanką. Wydaje się, że to zwykła rutyna, z drugiej strony perspektywa zakończenia tego wszystkiego ciąży na niej. Wszystko się zmienia, kiedy zaczyna chodzić na grupę wsparcia, co jest naprawdę zabawnym pomysłem - pełnym ironii i sarkazmu. Każdy może to sobie interpretować na własny sposób. Wracając, na spotkaniu poznaje Augustusa, który ma kostniakomięsaka. Jak można się domyślić, oboje zaprzyjaźniają się ze sobą.
John Green to pisarz z lekkim piórem, który porusza istotny temat w swojej powieści. Ponieważ jest to moje pierwsze spotkanie z nim, nie mogę powiedzieć, że jest mistrzem i najlepszy w swoim gatunku. Jednakże, kiedy czyta się jego powieść, to tak naprawdę czytelnik ma wrażenie, że to on znajduje się wewnątrz tych kartek i codziennie stoi u boku bohatera pomagając mu zmierzyć się z kolejnymi dniami choroby, cieszy się z sukcesów, smuci, kiedy postać ma zły dzień. A więc można utożsamić się zarówno z Hazel, a także z Augustusem. Czytelnik może również zrozumieć zachowanie rodziców, ich cierpienie i ból, że ich dziecko nie będzie żyło długo. Green oddał w Gwiazd naszych wina wszystko, co powinno być zwarte. Nie chodzi tu tylko o schemat, którym się posługuje (jeżeli o to chodzi, książka była dosyć przewidywalna), ale raczej o konstrukcję i formę dialogu. Nie mamy tutaj do czynienia z pełnymi pretensji frazesami, a jedynie z pełnymi ironii, żartu wypowiedziami bohaterów, którzy doskonale wiedzą jaki los ich czeka, więc starają się wykorzystać każdą minutę swojego życia i jej nie żałować. Chwalę Greena za jego podejście do tego tematu. Zazwyczaj nie rozmawia się publicznie o nowotworach, a osoby wyróżniające się z tłumu, stają się obiektem żartów, niekiedy eksponatem w muzeum, bo człowiek nie potrafi przejść obojętnie obok takiej osoby, za wszelką cenę przypatrując się jej 'odmienności'. To doskonale można ujrzeć w tej książce.
Hazel jest twarda. Nie chodzi mi tu głównie o jej postawę, ale o samo zachowanie. Tak naprawdę widać, że jej wszystko jedno, kiedy życie się skończy, nie chce po prostu sprawiać cierpienia bliskim osobom. Wyobraźmy sobie sytuację, w której to my znajdujemy się na miejscu Hazel. Jaka była by reakcja człowieka? No właśnie, pierwsze co przychodzi i do głowy, że większość z nas rozpaczałaby na jej miejscu, a potem się od razu poddała. A drugie?
Natomiast Augustus to skłonny do poświęceń młody człowiek, który kocha swoje życie i każdego dnia robi coś innego, coś więcej. Czym jest to więcej? Przede wszystkim jest to jeszcze większa zażyłość z bliskimi, nowi przyjaciele, kolejne lektury, rozwijająca się pasja. Odbieranie życia jako wojny, w której aby kogoś uratować, należy się poświęcić.
Powieść to jeden z moich hitów w minionym roku i jestem pewna, że warto do niej wrócić. Z tej lektury wynosi się wiele, można zrozumieć sporo spraw i dostrzec jak świat postrzegają ludzie, którzy za niedługo go opuszczą. Dlatego polecam tę książkę każdemu.