Odkąd sięgam pamięcią uwielbiałam czytać powieści kryminalne i oglądać wszystkie możliwe seriale, w których motywem przewodnim było śledztwo i zbrodnia.
Zaczynałam delikatnie- od nieśmiertelnej serii o Panu Samochodziku, później zręcznie przerzuciłam się na Agathę Christie, po to by w krótkim czasie rozsmakować się w prozie sensacyjnej i praktycznie każdą wolną chwilę poświęcać temu gatunkowi. Jednak ostatnimi czasy moje zainteresowanie tematem zmalało.
A może powinnam powiedzieć inaczej- to nie zainteresowanie zmalało, lecz wśród obfitości lektur oraz propozycji książkowych musiałam zmienić priorytety.
Dlatego cieszę się, że pomimo mojej przerwy w czytaniu tego typu książek, po raz kolejny mogłam wrócić do autora powieści kryminalnych. Dla mnie zupełnie nowym.
Mam na myśli Reginalda Hilla przez Independent nazwanego „prawdopodobnie najlepszym z żyjących autorów kryminałów w całym anglojęzycznym świecie”.
Moje uczucia względem niego są jednak nieco bardziej chłodne. Fakt- stworzył fabułę wciągającą, bohaterów takich jak lubię- cynicznych, których humor ocieka ironią, nieco gburowatych, jednak sprawiających, że od razu czuje się do nich sympatię. Mimo to moją uwagę zwrócił jeden podstawowy fakt- to nie fabuła i chęć poznania dalszych wydarzeń trzymających mnie w ciągłym napięciu sprawiała, że książki nie odłożyłam praktycznie ani na moment. Sprawiła to właśnie chęć poznania dalszych losów detektywa Posoce i jego przełożonego Dalziela. To ich humor, ich dialogi zapraszały mnie do lektury. Nie wydarzenia. Nie akcja.
Bo jak na kryminał- dla mnie trochę za mało napięcia.
Akcja rozpoczyna się do znalezienia ciała zamordowanej Mary Dinwoodie, która po wieczorze spędzonym w klubie z przyjaciółmi nie wróciła do domu. Jej morderstwo zostaje dopełnione przez rozmowę telefoniczną, jaka odbyła się następnego dnia na komisariacie. Tajemniczy nieznajomy cytuje Hamleta.
Od tego momentu rozpoczyna się seria zabójstw Dusiciela. Aż do rozwiązania zagadki… zaskakującego.
Reginalda Hilla będę bronić. Wykreował fantastyczny świat, w którym przeplata się kultura romska z kulturą renesansu z wielkim „Hamletem” Szekspira na czele. Bardzo ciekawym posunięciem było dla mnie korzystanie przez detektywów jednocześnie z porad medium jak i językoznawców. Ich otwartość na różne formy pomocy, a jednocześnie wielki sceptycyzm wciąż mnie zadziwiał. Kontrast łatwo dający się zauważyć między Dalzielem i Pascoe dopełniał całości.
Jako, że czytało mi się naprawdę przyjemnie, polecam wszystkim wielbicielom kryminałów oraz wszystkim chcącym troszkę pogłówkować i samodzielnie rozwiązać sprawę tajemniczych morderstw.
Recenzja do przeczytania również na blogu:
http://shczooreczek.blogspot.com/2011/03/okrutna-miosc-regin...