Z gruntu rzeczy literaturę określaną mianem fantastyki, przypisuję, jako godną ujrzenia przez stęsknione oczy młodzieży. Takim oto osobnikom wyobraźnia najlepiej dopisuje, lubują się w wampirzych smutkach, goryczy zombie czy szkolnych przygodach wróżek. Jednakże z racji tego, że sama z fantasy oraz różnych jej członów jeszcze (zapewne nigdy się to nie stanie) nie wyrosłam, co jakiś czas na mojej półce pojawiają się i takie twory. W końcu samymi biografiami, pozycjami publicystycznymi, literaturą pełną brutalnych faktów oraz podręcznikami wkuwanymi na pamięć człowiek żyć nie może. Pozycje gotowe nas rozluźnić są równie ważne i potrzebne. Jednakże, jak odnaleźć coś dobrego jeżeli się od dawna w podobnej materii nie porusza? Rozwiązanie z serii: trudno, trzeba na oko i jakoś pójdzie.
Tak też było w przypadku „Mroków” debiutującej Katarzyny Szewioła-Nagel, gdzie akcja zawęża się do jednej niepozornej wsi, pełnej krwistych wilków czyhających na spokojnego wieśniaka. Na ratunek ciemiężonym chłopom przybywa Leto – elf jakiego nie spotkacie na klasycznych drogach literatury. Próżno szukać podobnego u Tolkiena czy Paoliniego. Jedyne co łączy go z typowym przedstawicielem tego gatunku to uroda. Dziewki wzdychają, gdy spojrzy na nie chociażby obojętnie czy lodowato, mężczyźni ukrywają wybranki swego serca pod pierzyną, aby nie padły strwożone pod siłą jego magnetycznego uroku. Jest też zwinny, jednakże szybki-gibki człowiek oraz średnio wykwalifikowany czarodziej spokojnie da sobie z nim radę, gdy przyjdzie stanąć do boju. Najważniejsze dla powieści, jednakże nie ze względu na wampiry – Leto ma świetną krew, bardzo pożądaną przez niecnych osobników, zatruwających życie zacnych wieśniaków.
Skoro zaczęłam już wam przybliżać postać elfa-super-ekstra-ciacha, pozwólcie, że jeszcze trochę go podręczę, gdyż,azali i ponieważ, w moim odczuciu jego mega przystojna, niemal dziewczęca twarz, w pełni oddaje jego charakter – cipciak z niego. Strasznie mi się to nie podoba. Ta ukochana przez mistrzów fantastyki rasa, zawsze miała w sobie wielką moc, morze tajemnic, niesamowite zdolności, w szczególności fizyczne: szybki bieg, który nie męczy, zwinność, grację, magnetyzm, aż ciary przechodzą. Zawsze najlepiej czuła się w lesie, broniła go zażarcie, czarami jakich nikt inny nie potrafił objąc rozumem. Słowem: niebezpieczna rasa, której nikt nie starał się podskoczyć. Przynajmniej jawnie. Takiemu Leto zaś, byle kibol z ilorazem inteligencji równym -10 spokojnie by dokopał. Albo marny człowieczek z lasu. W dodatku nasz główny bohater najlepiej czuje się w mieście. Zamiast tych wszystkich wspaniałych przymiotów Leto ma dość cięty język, czasami wychodzi z niego cham, czasami nastolatek, momentami nawet mężczyzna. Dlatego też (nie obraźcie się droga młodzieży) jest to dobry bohater dla dorastających zagubionych. Wspaniale odzwierciedla ich zmiany nastroju, marzenia o byciu zajefanym ciachem oraz chęć przygody z nutką niebezpieczeństwa, jednakże w otoczeniu osób, które mogą pomóc.
Tak samo sprawa ma się z kobietami, choć w tym przypadku na plus. Czarownica – uzdrowicielka, z miejsca podbiła moje serce swoim humorem, sprawnością i intelektem. Opiekunka domu, wsi i Leto. Za sprawą Meran jej chata jawi mi się, jako motyw domu – bezpiecznej przystani, pełnej ciepła i dobroci. Kobieta tajemnicza, pełna zagadek, jednocześnie otwarta i odważna:
Magiczka, magisterka, zaklinaczka, trucicielka? Kim była? Stała się dla niego bardziej tajemnicza, niż mógł się spodziewać. I co, u diabła, robi mag na takim odludziu?
Również Nora, stara panna, która ma zadatki na świetnego wojownika, może być stawiana za przykład dorastającym dziewczynom. To nie panienka czekająca, aż jakiś mało rozgarnięty chłopina przyniesie jej mięcho do przygotowania na obiad – sama bierze broń, leci do lasu i poluje na zwierzynę, z wynikami lepszymi niż nie jeden myśliwy. W dodatku wspaniale walczy, jest rudzielcem i potrafi się odgryźć, gdy przyjdzie jej na to ochota. I ma cichego wielbiciela. (Romantyczki mogą wzdychać.)
Reszta bohaterów stanowi liche, szablonowe tło. Wieśniacy, bez krztyny honoru, niczym potulne owieczki, beczą głośno i krzątają się bez ładu i składu, gdy nadchodzi zagrożenie. Główny zły, niedobry i arcypotężny też nie grzeszy intelektem. Jest toporny i tępy, jak niezaostrzona kosa, bądź nóż – nawet chleba nim nie pokroisz.
Na przybicie piątki i uściskanie od czytelnika zasługuje postawa autorki. Kto czytał, ten wie, jak wiele literówek wkradło się w powieść - wydawnictwo nie popisało się w tym temacie, zasługując na wielkiego kopa prosto w cztery litery. Pani Katarzyna Szewioła - Nagel, zniesmaczona taką ignorancją, sama podjęła się potrzebnej korekty, której owoce możemy już obserwować.
Akcja, taka prawdziwa, pełna zwrotów, wywołująca niemal ciary na plecach zaczyna się dopiero po 150 stronie. Wcześniej jest dość mdło, ktoś tam kogoś pogryzie, da po gębie. Później krew tryska, czary buszują, szał totalny. Część z tych niesamowitych wydarzeń z chęcią ujrzałabym z deczko wcześniej.
Zaskoczeniem w dobie paranormal romance jest praktycznie całkowite zaniechanie wątku miłosnego. Autorka daje nam małe, drażniące duszę romantyka kąski, podkręcające wyobraźnię, aby co chwila nas hamować. Za to należy się kolejny duży plus.
Zakończenie w pewnym stopniu zawiodło mnie sromotnie. Nie wiem czy jego celem miało być wzruszenie czytelnika, czy też palenie mostów za głównymi bohaterami. W moim przypadku pierwszy zamysł się nie udał – za mało przebywałam z pozostałymi postaciami, aby czuć chociaż nutkę żalu… no, może taki malutki się pojawił.
Z punktu widzenia starszego czytelnika książka przedstawia się dość przeciętnie. Jednakże pani Katarzyna Szewioła – Nagel stworzyła ją dla targetu 12+. Dla czytelników w tym wieku jest to, w moim mniemaniu powieść na odpowiednim poziomie, zarówno gabarytowo, jak i w treści. Z tego co mi wiadomo osobnicy dopiero startujący do zaszczytnego grona młodzieży lubują się w krwawej akcji, bohaterach podobnych do nich emocjonalnie oraz postaciach do których serducho zapała miłością. Ja z chęcią ujrzałabym ją w wersji dla czytelnika 20+, gdyż ma swój urok, coś co sprawia, że przez jakiś czas pozostaje w pamięci.
Już niedługo będziemy mogli czytać kontynuację „Mroków” – Czy będzie warto? Jeżeli jesteś młodym miłośnikiem fantastyki za pewne tak. Ja z chęcią zapoznałabym się z dalszymi losami Nory. Autorka daje nam na końcu powieści nadzieję, na tak owe, więc otwieram szeroko uszy na wieści i czekam niecierpliwie.