„Kaznodzieja” to drugi tom Sagi Kryminalnej o Fjälbacce Camilli Läckberg, jednak mój piąty w kolejności czytania. Piąty tytuł dla mnie, jednak nie zachwycił jak poprzednie przeczytane.
Tym razem Patrik Hedström wraz z kolegami z komisariatu stara się rozwiązać zagadkę morderstwa młodej kobiety, której zwłoki znaleziono w Wąwozie Królewskim. Co zaskakuje wszystkich, to znalezione pod ciałem kobiety dwa ludzkie szkielety. Poprzednie dwa zaginięcia sprzed wielu lat nie odkryły sprawcy tego mordu i sprawa została przez policję przedawniona. Dopiero samozaparcie Patrika do rozwiązania tej tajemniczej zagadki powoduje powoli, że odkrywają się karty tychże morderstw, a przede wszystkim tropy prowadzą do rodziny Hultów, dwóch zwaśnionych braci, którzy od wielu lat pozostają w konflikcie.
Równocześnie z tajemniczą zagadką odwiedzamy dom Anniki, która spodziewa się dziecka. W między czasie musi uporać się z problemowymi znajomymi i dalszą rodziną, która obrała sobie za cel wakacyjny dom Anniki i Patrika.
Kryminał jak to kryminał, jednak tym razem nie zaskoczył, nawet nie zainteresował. Tym razem autorka nie podjęła rękawicy i nie podołała, akcja mdła, nie zaskakuje tak jak to w poprzednich częściach. Książkę czytałam trochę z musu, mając nadzieję, że jednak akcja się rozwinie. Poprzednie historii sagi, które przeczytałam nie pozwoliły oderwać się ani na chwilę od książki, nie raz zarywałam noc. A z „Kaznodzieją” męczyłam się niemiłosiernie.
Nowe wiadomości, nowe wątki w rozwiązaniu zagadki były pourywane, autorka nie pozwoliła „wczuć się w rolę”. Te ważne dla śledztwa wydarzenia przekazywała wręcz w formie, krótkich nic niewnoszących zdań.
Niestety, ale ten tytuł według mnie jest najgorszy z całej serii. Na szczęście, kilka tytułów już za mną i one były świetne, więc pomimo tej małej wpadki, kolejne części również przeczytam. Gorzej by było gdybym historię rozpoczęła od „Kaznodziei” wtedy pewnie nie dałabym szansy autorce.