Po "Laristę" Melissy Darwood sięgnęłam zupełnie spontanicznie. Ot tak ujrzałam ją w bibliotece na półce z nowościami i stwierdziłam, że muszę ją wziąć ze sobą. Zanim zabrałam się za jej czytanie, leżała na mojej półce ponad miesiąc, cierpliwie czekając na swoją kolej. I w końcu się udało, przeczytałam ją od deski do deski, a teraz pragnę więcej.
Nie jest to typowa książka paranormalna, bo zdecydowanie bardziej przypomina powieść obyczajową ze szczyptą romansu. Właśnie ta odmienność "Laristy" szybko zawładnęła moim sercem. Przede wszystkim taka fabuła jest lekka i świeża, nie przytłaczają nas wiadomości o nadnaturalnych zjawiskach i mrocznych postaciach. Pojawiają się, ale nie ma ich tak wiele.
Głównym wątkiem jest miłość dwojga ludzi odmiennych od siebie, skrywających własne sekrety i mimo wszystkich przeciwności i nieporozumień próbujący być razem.
Larysa jest typową maturzystką z małego miasta, która marzy o spotkaniu swego księcia z bajki. Pewnej nocy śni jej się własny pogrzeb i tajemniczy mężczyzna, który już następnego dnia pojawia się w jej prawdziwym życiu (wiem, że brzmi to oklepanie, ale naprawdę możecie się zdziwić). Kim jest Nieznajomy? Jaki ma związek z chorobą jej sąsiadki? Na odpowiedzi Larysa będzie musiała jeszcze poczekać...
Sam wątek fantastyczny jest wręcz banalny. Nie budził mojego wybitnego zainteresowania, ale też nie mogę stwierdzić, iż był nudny. Mogłabym powiedzieć, że przypominał raczej tradycyjne schematy i różnił się jedynie drobnymi szczegółami ubarwionymi historyczną osłoną.
Jednak romantyczna część książki ukazuje ją jako jedną z lepszych jakie w życiu czytałam. Wydarzenia są pełne napięcia, emocji, dramaturgii i przede wszystkim zapierają dech w piersiach. Nie mogłam przestać czytać. Autorka idealnie poprowadziła ten wątek, mimo, że...
... jest Polką. Rzadko zachwycam się książkami polskich autorów, bo ciężko jest odszukać powieści, które umilą mi czas na wiele godzin. Bardzo sceptycznie podchodzę do rodzimych powieści, tylko czasem odnajdując warte zachodu perełki. Dopiero w trakcie czytania uzmysłowiłam sobie, że pisząca pod pseudonimem Melissa Darwood jest Polką. Był to dla mnie nie mały szok, bo mogłabym porównać ją do takich amerykańskich pisarek jak Becka Fitzpatrick, Lauren Kate czy też Claudia Gray. Jej talent jest niesamowity i godny porównania z autorkami bestsellerowych powieści z pierwszych miejsc listy New York Times'a. Naprawdę gratuluje talentu i zachęcam do dalszej pracy.
Mam nadzieję, że powstanie kontynuacja "Laristy", bo odczuwam wielki niedosyt, a samo zakończenie książki przyprawiło mnie o dreszcze. Zachęcam was serdecznie do jej przeczytania. Wierzę, że spodoba się wam równie mocno, jak i mnie. Polecam!
Więcej moich recenzji na:
http://life-is-short-make-it-happy.blogspot.com/?m=1