Bożydar Grzebyk z wykształcenia historyk, absolwent Instytutu Historii UJ – jednak historykiem nie został. Bardziej pociągały go podróże, pracował za granica m.in., jako kamieniarz. Jednak wiedziony tęsknotą za krajem wrócił do ukochanego Krakowa, gdzie dość wpływowa ciotka załatwiła mu pracę w urzędzie. Dzięki tej pracy uzyskał stabilność i poznał swoją przyszłą żonę. Doczekał sie dwóch córek, jednak perspektywa bycia głową rodziny nie do końca mu odpowiadała i dość często uciekał z kolegami na piwko i brydżyk. Gdy koledzy z czasem porozjeżdżali się po Polsce swój wolny czas zaczął spędzać pisząc do szuflady. Pisze w nocy, gdy nikt mu nie przeszkadza. Do tej pory spod jego pióra powstały 3 tytuły: „A komu czasem nie odbija?” (powieść), „Współczesne opowieści żydowskie” (zbiór opowiadań) oraz „Astrolog” (e-book) (powieść sensacyjna).
Jurek wykształcony i inteligentny mężczyzna zostaje zwolniony z przedsiębiorstwa produkującego dewocjonalia. Bezrobocie się szerzy i mężczyzna nie potrafi znaleźć pracy. Jednak pewnego dnia szczęście się do niego uśmiecha – zostaje zatrudniony, jako mówca w firmie zajmującej się pogrzebami. Zatrudnienie to jest przypadkowe, gdy to pewnego dnia przez przypadek dostaje zlecenie wygłoszenia mowy pogrzebowej nad trumną osoby, której nie zna. Szefowi firmy na tyle się to podoba, że postanawia Jerzego zatrudnić. Czy mężczyzna odnajdzie się w nowej roli?
Praca w firmie pogrzebowej pana Miecia „Święta Pamięć”, przynosi mu sławę. Jego mowy są tak piękne, dopracowane, do każdej przygotowuje się z największą dokładnością odwiedzając rodziny, przyjaciół czy współpracowników denata. I nawet, gdy za wiele dobrego nie słyszy o nieboszczyku, to w jego przemówieniach nigdy nie doświadczono złego słowa. Mowy są tak skonstruowane, słowa tak umiejętnie dobrane, że nawet największy wróg denata usłyszy to, co będzie chciał usłyszeć.
Niestety szybka sława Jurka Święconki, nie do końca odpowiada jego współpracownikom. Popada on z nimi w konflikt, na domiar złego policja podejrzewa go, iż jest seryjnym mordercą- „Maniusiem Brzytewką”.
Bożydar Grzebyk skonstruował bardzo ciekawą historię. Jego dobry zmysł obserwacji spowodował, że stworzył fabułę pełną machlojek, układów, znajomości i wpływów dziejących się w małym miasteczku. Bohaterzy są bardzo dobrze nakreśleni, każdy w historii odgrywa z góry przypisaną rolę. Są oni do końca stworzeni, już nic im nie brakuje. Postacie są prześmieszne, umiejscowione w odpowiednim miejscu i czasie. Pomimo, że głównym bohaterek jest Jurek Święconka, to miejsce swoje w historii mają również jego „koledzy” od butelki.
Lekkość we władaniu piórem spowodowała, że książkę czytało się bardzo przyjemnie i szybko. Sporo ciekawych, prześmiesznych dialogów, ubarwiało jeszcze bardziej odbiór tej satyry na rzeczywistość.
Wydaje mi się, że to pierwsza taka historią traktująca o bezrobociu, układach i machlojkach w wielu firmach polskich czy o umowach śmieciowych.
Autor tą historią pokazuje, że osoby wykształcone, posiadające swoje zdanie, a rozpoczynające pracę w nowym miejscu mają trudne zadanie przebicia się przez mur zgranej już grupy pracowników. Hierarchia, jaka tam rządzi nie pozwala wyjść przed szereg, a już zdobywanie dość szybko umiejętności, a wręcz już posiadanie większych możliwości niż dotychczasowi pracownicy jest nie mile widziane.
Jedyny minus to okładka książki, która wręcz odpycha. Całkowicie nie jest zgrana z jej zawartością. Potencjalny czytelnik raczej nie zwróci na nią uwagi na półce w księgarni – a szkoda gdyż wnętrze jest obiecujące i interesujące.
Na szczęście starałam się jak najmniej patrzeć na okładkę i zgłębić lekturę.
Polecam serdecznie tym, którym „czytadło dla wymagających” nie jest obojętne.