Ostatnio książki, które mam okazję czytać, często okazują się być historiami intrygującymi, budzącymi napięcie i strach. Taką właśnie powieścią jest "W cieniu kaplicy", którą dzisiaj Wam przedstawię.
Corpus delicti to cykl prozy, na który składają się powieści tajemnicze, mające drugie dno i wciągające czytelnika bez reszty, dzięki niezwykłym zabiegom w nich zawartych. Na cykl ten składają się książki autorstwa Paul'a L. Maiera i Melvina R. Starr i właśnie drugi tom serii Starra, zaprezentuję dzisiaj.
Jeśli czytaliście "Niespokojne kości", to pewnie pamiętacie urokliwego i nieco tajemniczego lekarza dusz, chirurga Hugh z Singleton. Ten średniowieczny "czarodziej" jest postacią wyjątkową, bo już dawno żaden bohater nie był dla mnie tak charakterystyczny i przemyślany w każdym szczególe. Niby nie ma w nim nic niezwykłego, a jednak był tak dobrze nakreślony przez autora, że właściwie mogłabym powiedzieć, że znam go jak własną kieszeń, gdyby nie to, że to postać fikcyjna. Właśnie taki styl jeśli chodzi o bohaterów, cenię u autorów. Hugh na co dzień leczy zbolałe ciała i schorzenia fizyczne, ale pisane mu są nieco głębsze przypadki, przychodzi mu analizować sprawy poważniejsze, wymagające spojrzenia czujnego i bystrego i bynajmniej nie chodzi tu o bystre oko chirurga. Otóż lekarz dusz tym razem musi zmierzyć się z zagadką dwóch morderstw, które w dziwny ale jednak logiczny sposób łączą się ze sobą, tworząc jedną wielką zagadkę do rozwiązania. Jakby tego było mało, nie tylko życie dwóch biedaków zostało odebrane w tajemniczy sposób, również żywot Hugh jest zagrożony i choć udaje mu się póki co jakoś utrzymać się przy życiu, wcale nie jest pewien, czy uda mu się powtórzyć te uniki. Jednak aby nie było tak zatrważająco, tajemniczo i nieco przerażająco, w jego przesycone śmiercią życie wkracza powolutku uczucie. Zatwardziały kawaler, któremu daleko do małżeństwa i to nie z jego woli i winy, powoli zbliża się małymi kroczkami do ołtarza, jednak po drodze czeka go jeszcze wiele przeszkód.
Przede wszystkim zachwyca mnie różnorodność wątków, to jak autor potrafił "zlepić" ze sobą mnóstwo poszczególnych wydarzeń, osób i stworzyć spójną całość. Czytając wyraźnie widać, że wymagało to uwagi i skupienia, ale o dziwo nic nie zostało w moim odczuciu pominięte czy zaniechane. Starr doprowadził do końca każdy jeden aspekt fabuły i to w mistrzowski sposób. Jest jednak jedna rzecz, która mnie może nie raziła, czy odrzucała od książki, ale momentami denerwowała, bo musiałam w zniecierpliwieniu przez nią przejść by poznać dalsze losy Hugh. Chodzi tu o opisy, których jest dużo, ale ogólnie patrząc bez nich byłoby źle, brakowałoby tego klimatu, dlatego w podsumowaniu nie mam za złe autorowi jego upodobań do opisów.
Jeśli więc macie ochotę na porządną, inteligentną i skomplikowaną, ale w pozytywny sposób serię, to ta jest właśnie dla was i gwarantuję, że się nie zawiedziecie.