Po wielu przeciwnościach losu Aria i Perry znowu mogą cieszyć się swoim towarzystwem. W tym czasie wiele się zmieniło. Perry został nowym Wodzem Krwi plemienia Fal. Teraz nie może myśleć tylko o sobie. Swoje poczynania musi analizować pod kątem poddanych. Robi wszystko, aby dać ich ochronę, zdobyć ich zaufanie i pomimo swojego młodego wieku dobrze wykonywać swoje obowiązki. Jednak nasilenie eterowych burz niebezpiecznie się zwiększa. Czy zdoła ochronić ludność? Czy jest mu pisana przyszłość z Arią? Czy odnajdzie Wielki Błękit? Czy on w ogóle istnieje? Czy zdąży zanim eter zniszczy ich świat?
Po przeczytaniu powieści nie mogę wyzbyć się wrażenia, że jest ona ciągłą ucieczką i poszukiwaniami. Pomimo przewidywalności s pewnej schematyczności, autorka nieraz mnie zaskoczyła. Myślałam, że po tych momentach będzie dalej brnęła w obraną wcześniej historię, po czym spotykał mnie lekki zawód. Ale… na szczęście tylko na chwilę, bo później znowu następował nieoczekiwany zwrot akcji. I to właśnie tym Rossi obroniła Przed bezmiar nocy, bo nie wiem czy bez tego, dostarczyłaby mi tylu emocji.
Relacje między bohaterami są jak w innych książkach tego typu. Miłość, rozłąka, wątpliwości. Jednak trochę mnie zdziwiła tak szybka zmiana zdania Arii o pewnej dziewczynie. Z jednej strony było to zrozumiałe, z drugiej myślałam, że pierwsze wrażenie będzie trochę dłuższe, że ten proces będzie bardziej rozbudowany, a nie zmieni się, jak za sprawą czarodziejskiej różdżki. Niektórzy z nich naprawdę potrafią zaskoczyć, zaś drudzy nadal pozostali tacy sami. Najciekawszą postacią jest z pewnością Cinder, wokół którego jest wiele niewiadomych. Chłopak jest niemała tajemnicą, którą mam nadzieję, odkryje Veronica Rossi w następnym tomie.
Oczywiście najlepszym, co autorka mogła zrobić autorka to pisząc serię perspektywy dwóch głównych bohaterów. Tak było i tym razem. Dzięki temu poznajemy dwie różne historie, które tworzą spójną całość i łączą się w momencie spotkania obu bohaterów. Cała powieść wiele by straciła, gdyby była pisana na przykład tylko z perspektywy Arii. Nie byłoby tylu przemyśleń, tyle Perry’ego i całej akcji, kiedy Arii nie ma u jego boku. Autorka sprawnie przechodzi z jednej postaci do drugiej, a nie także szans pogubić się w narracji i w tym „kto, gdzie i kiedy”, bo każdy rozdział jest podpisany imieniem.
Jak już wspominałam w recenzji pierwszego tomu w trylogii Veronicii Rossi jest trochę podobieństw do trylogii
Świat po wybuchu Julianny Baggott, jednak książki tej drugiej autorki są bardziej brutalne i bardziej dopracowane. Były elementy, które skojarzyły mi się z
Intruzem Stephenie Meyer. Nie mam na myśli fabuły, bo ta jest zupełnie inna, ale o pewien jej element. Cieszę się jednak, że na tym podobieństwa te się kończą.
Czy
Przez bezmiar nocy mimo wszystko podobał mi się? Oczywiście! Mam nawet wrażenie, że przekonał mnie bardziej niż Przez burze ognia. Bardziej przeżywałam tę historię, bardziej zżyłam się z Arią, Cinderem, Roarem. Brazylijka nie oszczędziła tutaj niektórych bohaterów. Z jednej strony dzięki temu coś się działo, z drugiej zaś chciałam bliżej ich poznać. Teraz wiem, że autorka nie cofnie się przed niczym. Ciekawość mnie zżera, czy będzie tak konsekwentna w swoich działaniach w kontynuacji. Jak rozwiąże pewne sprawy. Czy ma ciekawą koncepcję na poprowadzenie akcji, czy będzie ona schematyczna i niestety gorsza od swojej poprzedniczki. Tego już dowiem się, kiedy zostanie trzecia część zostanie wydana, a mam nadzieję, że nie będę musiała na nią za długo czekać. Ciekaw jestem też czy wydawnictwo pokusi się o wydane dwóch noweli
Roar and Liv oraz
Brooke. Może to dzięki nim poznałabym bliżej interesujących mnie bohaterów. Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak śledzić ofertę wydawnictwa Otwarte i wyczekiwać zakończenia.
____
http://szeptksiazek.blogspot.com/