Charles Martin to zdecydowanie jeden z moich ulubionych autorów. Każda kolejna książka jego autorstwa, tylko potwierdza mnie w tym przekonaniu. Sięgając po nie, można być w 100% pewnym, że przed nami lektura szczególna, pełna wrażeń, emocji i miłości. Lektura pełna ciepła, nadziei i wiary, której w dzisiejszych czasach tak ludziom brakuje.
Każda powieść Martina niesie ważne przesłanie, które na długo pozostaje w sercu i pamięci. Napisane przez niego historie mogą na pierwszy rzut oka wydawać się banalne, jednak jest w nich coś, czego nie potrafię wytłumaczyć. Są takie szczere, mówią o tym co naprawdę w życiu jest ważne, a styl autora dodaje temu wszystkiemu takiej magicznej otoczki. Żeby to zrozumieć, trzeba samemu sięgnąć po jego twórczość.
„Pomiędzy nami góry” to piękna historia o miłości. Jedna z piękniejszych, jakie czytałam o tej tematyce.
Ben, to wybitny lekarz, chirurg, śpieszący się na ważną operację. Ashley, to młoda dziennikarka, felietonistka, pragnąca zdążyć na swój ślub. Niestety ich plany krzyżuje pogoda i zostają uwięzieni na lotnisku w Salt Like City.
Ben jednak nie daje za wygraną i zamierza za wszelką cenę wrócić do domu. Wybiera się na prywatne lotnisko, gdzie udaje mu się wynająć awionetkę. Jako, że na pokładzie znajduje się jedno wolne miejsce, proponuje je Ashley.
Niestety podczas lotu dochodzi do tragicznej sytuacji. Pilot dostaje zawału i samolot rozbija się wysoko w górach. Ben, Ashley, oraz pies, który również znajdował się na pokładzie awionetki, przeżywają katastrofę, jednak ich obrażenia są dosyć poważne, szczególnie kobiety, która ma skomplikowane złamanie nogi.
Pozostają ranni, zdezorientowani i zdani tylko na siebie, a właściwie na Bena. Liczą się z tym, że nie maja szans na żadną pomoc, gdyż znajdują się bardzo daleko od cywilizacji, a w dodatku podczas lotu zmienili kurs. Nikt nie ma pojęcia, gdzie się znajdują.
Cała akcja książki, to właściwie próba wydostania się z piekła, do jakiego trafili bohaterowie. Z dala od jakichkolwiek oznak ludzkości, wśród dzikiej, nieokiełznanej natury, tych dwoje musi stoczyć walkę o przetrwanie.
Ben to mężczyzna niezwykle silny, zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Cała odpowiedzialność spoczywa na nim. To on musi ich wszystkich wyciągnąć z tego dna. Troszczy się o Ashley, która odniosła tak wielkie rany podczas wypadku, że jest całkowicie bezwładna i nie jest w stanie samodzielnie się poruszać. Mimo to, jest również bardzo silna. Wytrzymuje ból, nie narzeka na zaistniałą sytuację. Próbuje podnieść ich dwoje na duchu śmiejąc się, żartując. W ten sposób radzi sobie ze swoją bezradnością.
Obojgu doskwiera głód i zbyt niska temperatura. Są wyczerpani, ale mają wolę walki i chęć przetrwania.
Podporą dla Bena są jego „rozmowy” z żoną. Mężczyzna nagrywa swoje słowa wypowiedziane do niej na dyktafon. W ten sposób czuje jej bliskość. Są w separacji, jednak nie w takiej o jakiej mogłoby się nam wydawać. To znacznie bardziej skomplikowane i trudne.
Między Benem, a Ashley ewidentnie rodzi się coś więcej niż zwykła przyjaźń. Historia jaką przeżyli, na zawsze łączy ludzi. Jednak czy mają oni prawo, do tego by związać się ze sobą?
Mimo, że od początku wiedziałam, że zamysł fabuły jest taki, aby połączyć ze sobą Bena i Ashley, to według mnie autor skupił się bardziej na tym, aby pokazać związek głównego bohatera z żoną. O takiej miłości i oddaniu, marzą wszyscy. Ben jest niezwykle kochającym mężem, nie wyobraża sobie życia bez żony. Przeżywali oni wzloty i upadki, trzymając się razem, jednak w pewnym momencie ich życia, znaleźli się w tak trudnej sytuacji, która zmieniła wszystko.
Zakończenie ksiązki było dla mnie tak niespodziewane i wstrząsające, że naprawdę pojawiły się łzy w oczach.
Polecam te piękną historię wszystkim!