Janusz Koryl z wykształcenia polonista. Debiutował w 1985 roku zbiorem wierszy „Uśmierzanie źródeł”. Poeta, autor reportaży, prozaik. Wydał kilkanaście książek poetyckich m.in. „Kłopoty z nicością”, „Siatka na motyle”, „Spacer po linie” oraz powieści: „Zegary idą do nieba”, „Śmierć nosorożca”, „Sny” i „Ceremonia”. Laureat wielu ogólnopolskich konkursów literackich m.in. zdobywca miana Książki Roku 2011 za „Sny”.
Sylwester 2011 roku, aspirant Mateusz Garlicki wraz z żoną bawią się w restauracji „Kleopatra”. Klika minut po północy policjant wychodzi na zewnątrz, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Zauważa na przystanku szamoczącą się grupę. To kilku wyrostków zaatakowało młodą dziewczynę. Postanawia interweniować. Dostaje cios w brzuch, mężczyźni uciekają. Jednak dość szybko otrząsa się i wraca do lokalu. W tym samym czasie w tłumie rozbawionych ludzi świętujących nadejście Nowego Roku na placu miasta przy koncercie Budki Suflera, pojawia się dziwny człowiek. Który nie reaguje na wystrzały korków szampana, wydaje się nieobecny i niczym nie zainteresowany. Zwraca również uwagę swoim strojem, płaszcz i kapelusz, jakich już się nie nosi.
Nie zważając na tłum świętujących ludzi zmierza w kierunku najbliższego posterunku policji. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że mężczyzna kładzie przy okienku posterunkowego zakrwawiony nóż i oświadcza, że zabił kobietę i należy go aresztować.
I na tym historia powinna się skończyć. Mamy zbrodniarza, narzędzie zbrodni, mężczyzna sam poddaje się karze, nie stwarza zagrożenia, ani problemów przy aresztowaniu. Sprawą ma się zająć Mateusz Garlicki, który zostaje ściągnięty prosto z balu na komendę. I wszystko byłoby w porządku gdyby nie to, że aresztowany mężczyzna znika z celi. O co chodzi? W jaki sposób ulotnił się z celi, z której nie da się wyjść samemu, i dlaczego Tadeuszowi Olczakowi zależy na rozwiązaniu sprawy?
Tym razem sięgnęłam po książkę sugerując się jedynie okładką. Oczy mężczyzny na okładce są tak magnetyzujące, że gdy tylko książka do mnie dotarła, to wpatrywałam się w nią kilka minut i nie mogłam się oderwać. Nie interesowałam się, o czym jest książką, to ta okładka zdecydowała o wszystkim. Na szczęście się nie zawiodłam. Kryminały kocham miłością odwzajemnioną, to wiadomo. Od jakiegoś czasu przeważają w literaturze, po którą sięgam. Bardzo mnie cieszy, że polscy autorzy również sięgnęli po ten gatunek i odnalezienie się w nim wychodzi im to coraz lepiej.
To moje pierwsze spotkanie z autorem i mam nadzieję, że nie ostatnie. To jak autor buduje napięcie, ta pomysłowość w fabule, dreszczyk emocji. Książka wciąga od pierwszej strony i nic nie mogło mnie skłonić, abym się od niej oderwała, przeczytałam ją od razu. A zakończenie- naprawdę nie spodziewałam się, nawet sekundy nie było, aby autor coś zasugerował.
Książka to rozdziały opatrzone miejscem dokładną godziną, dzięki temu możemy dokładnie prześledzić całą historię. A cała historią dzieje się w ciągu 18 dni. Narracja trzecioosobowa, język prosty i przystępny. Główny bohater bardzo dobrze nakreślony. Jego osoba budzi zaufanie, to policjant, jakiego chcielibyśmy mieć w swoim otoczeniu. Policjant z powołania, który pomimo sprawy, która wydaje się nie do rozwiązania, niemającej podstaw, gdzie sprawca zbrodni gra mu ewidentnie na nosie, pragnie doprowadzić ją do końca za wszelką cenę, nie spodziewając się najgorszego. To bohater, który potrafi przyznać się do błędu i wyciągnąć z tego wnioski.
Styl, jakim posługuje się autor przyciąga czytelnika. Nie ma długich nudnych opisów, a wręcz pan Janusz zmusza czytelnika, aby wraz z aspirantem starał się rozwiązać zagadkę. Tu nie ma chaosu, niepotrzebnego słowotoku. Tu wszystko jest po coś, ma swój cel.
Książkę polecam wielbicielom literatury polskiej, dobrego kryminały z wątkiem paranormalnym.