"Prawo serii. Jak się wali, to wszystko na raz. Podobno tak właśnie działa."
Dominika Budzińska to polska debiutująca pisarka mieszkająca w Gdyni. Pracuje w firmie medialnej, ale jej wielkimi pasjami są podróże oraz pisanie. Niedawno spełniło się jej marzenie – napisała swą pierwszą powieść „Niewolnicy snów” i już zapowiada dalsze części tej historii.
Matrika niedawno skończyła swoje siedemnaste urodziny. Jej życie biegnie radosnym i szczęśliwym torem, do czasu aż wraz z rodziną musi opuścić dom rodzinny i się przeprowadzić. Jej życie odwraca się do góry nogami – nowa szkoła, znajomi, dom… Niespodziewanie, już pierwszego dnia, poznaje Scotta. I już tej samej doby zostają przyjaciółmi, a w kolejnych dniach Matrika ma już wianuszek kolegów i koleżanek. Coś jednak zaczyna się dziać, dziewczynę w co niektóre noce zaczynają nawiedzać koszmary - w roli głównej cały czas ta sama, blondwłosa kobieta… Co więcej, nastolatka powoli zaczyna tracić orientację, co jest jawą, a co snem. W całą sprawę, jak się okazuje, jest zamieszanych kilka osób, które wiedzą coś więcej, ale nie chcą powiedzieć nic nowej uczennicy. Sny z czasem odkrywają brudne tajemnice, które nie powinny wyjść na jaw…
"Teraz wydaje ci się, że twój świat się rozsypał na drobne kawałki i że ich nie poukładasz, ale to tylko puzzle i prędzej czy później powstanie z nich piękna układanka."
Gdy patrzymy na okładkę, nasze oczy dostrzegają utrzymaną w ciemnych barwach kobietę i parę trzymającą się za ręce, a w tle pełnię księżyca. Całość budzi grozę i tajemnicę. Opis też wzbudza w nas chęć sięgnięcia po powieść. Mówi się: nie oceniaj książki po okładce… Czy tym razem to przysłowie wykaże się swą mądrością?
„Niewolnicy snów” przenoszą nas w krainę snów i koszmarów, które przyprawiają nas o dreszcze czy siódme poty. Czytając opis, wyobrażałam sobie historię dziewczyny, której sny stały się celą więzienną. Dostałam jednak coś zupełnie innego – nastolatkę i jej, mające doprowadzić do odkrycia prawdy i ukrywanego od dawien dawna kłamstwa, sny.
Akcja powieści toczy się średnim tempem, by za chwilkę przyśpieszyć, a następnie znów wrócić do normy. Narracja pojawia się w trzeciej osobie, więc my, jako czytelnicy, posiadamy większy zarys wydarzeń i myśli pozostałych bohaterów. Język jest lekki – typowo młodzieżowy – a czcionka przyjemna dla oka. Choć przyznam szczerze, że po jakimś czasie, tak jak główna bohaterka, zaczęłam nie nadążać, co dzieję się na prawdę, a co jest snem. Brakowało mi jakiegoś oznaczenie tekstu np. kursywą, gdy przenosimy się do zupełnie innej, odległej rzeczywistości. Naprawdę trzeba się było czasami dobrze wczytać i wszystko przeanalizować, by odgadnąć, gdzie aktualnie „przebywamy”.
"Właśnie rozpoczynała swoją kolejną, pełną niespodzianek podróż. Pewnym krokiem zmierzała w nieznanym kierunku, czując, jak jakaś niewidzialna siła pcha ją ku przodzie."
Następnym takim punktem na minus był dość szybko płynący czas w książce, co mi troszkę przeszkadzało, ale nie było aż tak ważne, by zrozumieć historię. Bardzo ciekawą sprawą i nierealną jest jednak, że Matrika już pierwszego dnia w szkole poznaje tzw. bratnią duszę, a jej serce bije szybciej. Zważywszy na to, że kilka dni wcześniej była jeszcze zakochana w chłopaku, który został w jej starym mieście. Dziwne też, że drugiego dnia ma już przyjaciół i znajomych, którzy stoją po jej stronie. Jeśli tak się dzieje w naszym rzeczywistym świecie, to ja też tak chcę – głównie ze względu na to, że idę do nowej szkoły.
Fabuła książki jest ciekawa i choć niedawno czytałam podobną tematycznie, o koszmarach i snach, ta bardzo się od niej różni. Autorka wykreowała nowy świat, w którym sny prowadzą krętą i dość bolesną ścieżką do ciężkiej prawdy. I choć tej prawdy osobiście się domyśliłam w połowie książki (co ciut mnie znudziło), trzeba jednak docenić oryginalność pisarki. Spod jej pióra „wyszli” niewolnicy własnych snów, których jeszcze nie spotkałam w żadnej książce. Lecz, niestety, trzeba również przyznać, że fabuła jest troszkę przewidywalna, choć koniec jest odrobinę tajemniczy, smutny, a sekrety jeszcze mają całą garść asów w rękawie.
Bohaterowie są bardzo ciekawie dobrani pod względem charakterów. Każdy posiada zarówno swe wady, jak i zalety. Swą osobą jednak zainteresowała mnie dość tajemnicza Sofie – artystka, która pomaga rozgryźć naszej bohaterce jej sny. Dość ciekawą postacią okazał się też Justin, który momentami bawił, a pod koniec książki zaskoczył.
"Wreszcie dobrnęła do etapu, w którym była gotowa stawić czoła najgorszemu. Była spokojna. Już się nie bała zasypiać."
Występuje tu też wątek miłosny, jak można się domyślić nawet po okładce. To ta nagła więź, która połączyła bohaterkę z nieznanym chłopakiem… Cóż, według mnie, ciut za szybko się to wydarzyło, bo jak nam wiadomo, miłość nie wali piorunem w nasze serce. Po drugie, w paranormal romance jest to zazwyczaj tzw. „cukierkowa, nastoletnia miłość”. Ale na szczęście bez happy endu. Za to powoli zaczyna kiełkować trójkącik, którego żniwo zapewne zbierzemy w części drugiej.
Jest to książka, po której spodziewałam się o wiele więcej – i się przeliczyłam. Może i ciekawa historia, ale ciut przewidywalna. Występują tu czasem fakty, przez które gdybałam, czy za chwilkę trawa nie zmieni koloru na czerwony. I choć sam pomysł jest bardzo ciekawy, osobiście popracowałabym nad szczegółami i drobiazgami.
Podsumowując, jest to powieść z humorem i tajemnicą, ale nie należy zbyt wiele od niej oczekiwać. Widać, że jest to debiut. Mam jednak nadzieję, że w kolejnej opowieści autorka znajdzie swój styl i dopracuje te małe „luki”. Komu polecam książkę? Wszystkim, którzy chcą przeczytać coś lekkiego i nie będą mieli wysokich wymagań względem lektury. Albo po prostu tym, którzy mają chęć przekonać się, jaka faktycznie jest ta książka. Cóż, jednak okładki bywają zdradzieckie…
Recenzja została napisana dla portalu literatura.juventum.pl
http://mirror-of--soul.blogspot.com/