Książka ta zainteresowała mnie od razu jak tylko zobaczyłam ją na stronie Fundacji Festina Lente. Hmm czym mnie tak przyciągnęło? Zdecydowanie swoim opisem. Ciekawa byłam jak to było kiedy słonie miały krótkie trąby i po co w ogóle słoniowi trąba. Byłam przekonana, że zostanie to przekazane w jakimś fajnym, zabawnym opisie...
Okładka również mnie zainteresowała, od razu widać, że ilustracje nie są takie zupełnie dziecięco typowe
Ale przyciągnął mnie również autor, ponieważ ten sam Pan napisał "Księgę dżungli" czyli naprawdę kawałek dobrej opowieści. "Słoniątko" powstało około 1900 roku czyli jakby nie patrzeć cały kawał czasu temu. Pierwotnie opowiadanie to znalazło się w zbiorze "Takie sobie bajeczki".
Książeczka opowiada nam o małym, niezwykle ciekawskim słoniku, który właśnie przez swą ciekawość dostawał ciągle lanie. Czy to od swoich braci, czy od smukłego wuja Strusia, czy od smukłej cioci Żyrafy, czy od grubego wuja Hipopotama, czy też od włochatej cioci Pawianicy. Jednak słoniątko wcale się nie zrażało, a nawet wymyślało coraz to nowsze pytania. Aż w końcu postanowiło dowiedzieć się "Co krokodyl je na obiad?". Postanowił więc wyruszyć więc na brzeg wielkiej, szarozielonej, mulistej rzeki Limpopo i tam samemu przekonać się co też takiego jada krokodyl. Muszę dodać, że wtedy jeszcze słonie nie miały wcale długich, giętkich trąb, zamiast nosów miały raczej krótkie sterczące kikuty... Ale po spotkaniu z krokodylem mały słonik zmienił się nie do poznania. Kiedy krokodyl capnął go w nos i zaczął ciągnąć, słonik się zaparł i trąba bardzo mu się wydłużyła. Okazało się, że jest ona teraz naprawdę niezwykle użyteczna
No cóż, powiem Wam, że spodziewałam się jednak czegoś innego. Sama nie wiem czego, ale z pewnością nie sądziłam, że w książce tej będzie tak obszernie opisane jak to mały słonik ciągle dostawał baty od swojej rodziny i to dlaczego? Dlatego, że był ciekawy i zadawał pytania. Myślę, że to nie najlepszy przykład dla dziecka, przecież to, że ktoś jest ciekawy świata, że zadaje pytania, że chce dowiedzieć się jak najwięcej interesujących rzeczy jest jak najbardziej w porządku, tak właśnie być powinno. A tu taka niespodzianka, że za ciekawość można oberwać, a potem jeszcze się zemścić na tych co bili... Przykro mi, ale nie podoba mi się to w tej książeczce. Choć oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że ponad 100 lat temu były zupełnie inne czasu, że inaczej się wychowywało dzieci i dlatego nie mam za złe autorowi, że tak "potraktował" słonika...
Książeczkę tę ozdabiają naprawdę ładne, jakby malowane farbami ilustracje. Strony są kolorowe, zwierzątka takie jakby niedokładne, a jednak bardzo ładne. W środku znajdziemy również kilka zadań do wykonania przez dziecko. Jest kolorowanka, są zadania na liczenie, jest krzyżówka, labirynt oraz szukanie cienia... Dodatkowym plusem jest również to, że na stronie iCzytam znajduje się również wersja anglojęzyczna tej opowieści. Tak naprawdę wiele z dostępnych tam książek została wydana w dwóch językach, co moim zdaniem jest bardzo fajnym rozwiązaniem dla dzieci uczących się angielskiego czy też dzieci mieszkających za granicą. Podsumowując powiem Wam, że mimo wszystko mam mieszane uczucia. Z jednej strony to bicie nie jest wcale dobrym przykładem, z drugiej jednak gdyby tak porozmawiać z dzieckiem, wytłumaczyć mu... No cóż koniec końców książka ta może stać się dobrym pretekstem do poważniejszej rozmowy
Recenzja z bloga:
http://ksiazeczki-synka-i-coreczki.blogspot.com/2013/09/soni...