"Mrówki w płonącym ognisku" to książka, którą powinien mieć każdy w swojej domowej biblioteczce, i ten który pamięta dawną wieś i ten który jej nie znał.
Teresa Oleś-Owczarkowa wspomina swoje dzieciństwo spędzone na wsi u babci. To babcia ją wychowywała, gdyż rodzice pojechali w świat aby zarobić na lepsze życie. Autorka wspomina to dzieciństwo z nostalgią, i pomimo często nawiedzanej domy biedy ludzie nie narzekali, żyli z dnia na dzień. Wszyscy we wsi się znali, pomagali sobie wzajemnie. Gdy dziewczynka wychodziła w swoją wędrówkę po wsi mogła zajść do każdego, z każdym porozmawiać, często była częstowana gruba pajdą chleba pieczonego przez gospodynie, lub gotowaną kapustą. Kiedyś chleb smakował inaczej, inny był stosunek do niego, jeśli przez nieuwagę upadł na ziemię, podnoszono go szybko, całowano i robiono znak krzyża. Dzieci biegały całymi dniami po wsi, bardzo często boso, nawet zimą. Wymyślali różne ciekawe gry i zabawy, nigdy się nie nudzili. Kobiety zimą spotykały się na darcie pierza, gdzie dość często opowiadano sobie różne ciekawe historie. Dość często organizowano zabawy taneczne. Sobota była dniem większych porządków i kąpieli przed dniem świętym. Bo niedziela to dzień święty kiedy każdy szedł do kościoła, ubierał się w najlepszy ubiór który akurat posiadał.
Autorkę zastanawia brak pobożności w obecnym pokoleniu, chociaż sama też sobie nie umniejsza Miałam kiedyś równo poukładaną wiedzę o Bogu. Była wyuczona, oparta na tradycji mojego narodu. Porządkowała moje życie w sposób zapewniający spokojny sen, gdyż jestem z ludu, tak jak wszyscy na tej Ziemi. Jednak sama nie czuwała przy zwłokach swojej matki., czego teraz nie potrafi wytłumaczyć.
Można w tej historii zauważyć jej szacunek do babci, w każdym momencie gdy ją wspomina słowo "Babcia" jest pisane wielką literą. Wspomniane tu są Blanowice, które w okresie urbanizacji stały się dzielnicą Zawiercia. Już gęsi nie chodzę całą drogą, nie ma bruku tylko wylany asfalt, już nikt nie używa lamp naftowych, mało kto piecze chleb, wprowadzono kanalizację. Nikt nie uprawia roli, gdyż nie jest to opłacalne.
Jeszcze ponad 20 lat temu była taka wieś, pamiętam jak u babci zamiast asfaltu był właśnie bruk, woda tylko ze studni, darcie pierza, strzyżenie owiec, jedzenie z jednej miski, praca od rana do wieczora, nikt nie martwił się tym że chodzi nieumyty, przecież za chwilę będzie sobota. Wiem, (...) że nie ma powrotu do naszego dziecięcego myślenia, ale tak chętnie usiadłabym znowu w starej blanowskiej kapliczce, aby zaśpiewać przy boku Babci, odzianej kraciastą chustą (...).
Już nie ma takich wsi i mało kto je pamięta Korzenie i pamięć miejsca, z którego pochodzimy, zacierają się.
Książka roztoczyła nade mną sieć magii i wspomnień, które przywołując spowodowały uśmiech na twarzy i w sercu. Tego się nie da cofnąć, tej beztroski dzieciństwa we wsi, życia z dnia na dzień, nieprzejmowania się jutrem.
"Mrówki w płonącym ognisku" zajmą w mojej biblioteczce zaszczytne miejsce. Wiem, że wiele razy do tej lektury wrócę, gdyż opisana wieś jest także moją wsią z dzieciństwa. Była mi bardzo bliska, realna jakby to były moje wspomnienia, gdyż wtedy wsie były podobne, nie wiem czy nie takie same.
Wieś to jest życie (...)jednak straciła rytm i treść.
Książkę polecam wszystkim tym którzy pamiętają taką wieś, gdzie domy kryto strzechą i wieczorami palono lampy naftowe, a dzień wyznaczał wschód i zachód słońca. Polecam również tym którzy już jej takiej nie pamiętają, gdyż ta historia jest dobrym świadectwem każdej wsi sprzed ponad 20 lat.