Rozkaz: likwidacja

Recenzja książki Egzekutor
Jest rok 1942. Bardzo młody, bo zaledwie 16-letni chłopak zaczyna w AK od przenoszenia meldunków. Wkrótce dowiaduje się, że jego kolega Jurek regularnie spotyka się z gestapow-cami. Chłopak zgłasza się na ochotnika do zgładzenia donosiciela, po dłuższej dyskusji przekonuje przełożonego i dostaje pierwsze zlecenie likwidacji. Pod pozorem polowania na sarny zwabia Jurka do lasu, gdzie zabija go bez skrupułów i bez uprzedniego przeczytania wyroku - w taki oto sposób zaczyna „karierę” egzekutora. Początek powieści historycznej z AK-owskim bohaterem? Nie, to wspomnienia autora książki, Stefana Dąmbskiego (pseudonim konspiracyjny „Żbik I”), które spisywał w ciągu kilkunastu ostatnich lat życia na emigracji w USA. Chory na raka Dąmbski popełnił samobójstwo w 1993 roku.

Jak pisze we wstępnie wydawca, autor nie miał zamiaru budować sobie pomnika. Wręcz przeciwnie, żył z poczuciem winy (co potwierdza rodzina), więc opis wydarzeń, w których brał bezpośredni udział stał się rodzajem spowiedzi. Skoro polskie podziemie wydawało wyroki na hitlerowców, konfidentów i zdrajców, ktoś musiał je wykonywać, naciskać na spust, a potem borykać się z wątpliwościami i wyrzutami sumienia. Mimo opanowania, a z czasem fachowości wykonywanych zleceń o niektórych akcjach ciężko było zapomnieć, bo przecież czasami trzeba było kropnąć kobietę czy dawnego kumpla. Co czuli egzekutorzy zabijając? Czy mogli całkowicie wyzbyć się ludzkich odczuć i emocji, nawet jeśli robili to w ramach walki ze znienawidzonym i bezlitosnym okupantem? Pomimo tego, że nastoletni partyzantowi można zarzucić sadyzm (co robią autorzy listów do redakcji, zamieszczonych na końcu, ponadto imputują mu pisanie nieprawdy), książka świadczy o tym, że jednak nie jest to możliwe.

Wychowany w tradycji patriotycznej, młodziutki Dąmbski ślepo wykonywał rozkazy, nie dbał o swoje życie, więc tym bardziej nie obchodziło go cudze. Zakwaterowanie i wyżywie-nie zapewniało dowództwo, więc chłopcy z dywersji nie musieli myśleć o szkole, rodzinie, przyszłości, no i przede wszystkim czuli się potrzebni… Silnych emocji i adrenaliny nigdy nie brakowało. W tej pracy trzeba było wykazać się znajomością broni, zdecydowaniem, zimną krwią i kondycją fizyczną, a autor spełniał wszystkie wymagania. Podczas akcji likwidacyjnych zawsze istniało ryzyko skrzywdzenia bądź zabicia osób postronnych. W „Egzekutorze” trzykrotnie czytamy o takich sytuacjach. W pierwszym przypadku śmierć poniosła siostra pewnego konfidenta; w drugim kule, poza winnym, dosięgły także 10-letnią dziewczynkę i jej rodziców, w trzecim wreszcie - zginął ojciec broniący córki przed karą ogolenia głowy. Tak zwane „babskie roboty” polegały na rozliczeniu panienek za bliższe kontakty z Niemcami i polegały właśnie na pozbawieniu ich włosów (czyli w sumie jednego z kobiecych atrybutów) oraz solidnym laniu „na gołą pupę”. Takie kobiety, znające wszystkich ludzi we wsi mogły przekazywać wrogowi informacje, choć nie można było tego udowodnić.

Po pierwszym, przyjaznym kontakcie z oddziałami armii czerwonej na rzeszowszczyźnie AK-owców czekała oczywiście bardzo niemiła niespodzianka: podczas wyjazdu do walczącej Warszawy zostali przechwyceni i rozbrojeni przez Sowietów. Dąmbski trafił na przesłuchanie prowadzone przez majora NKWD (radziecki „standard” z biciem i podpuszczaniem aresztowanego), a następnie do oddziałów armii generała Berlinga. Z jednostki uciekł jeepem, by powrócić do partyzantki.

Grupy uderzeniowe, przeważnie kilkuosobowe zostały użyte również do działań odwetowych na Ukraińcach za masowe mordy (właściwie słowo „rzezie” jest odpowiedniejsze) na ludności polskiej na wsiach. UPA nie dawało pardonu nikomu, nawet noworodkom. Towarzysz z grupy Dąmbskiego, lwowski nożownik o pseudonimie „Twardy”, któremu Ukraińcy zabili całą rodzinę, nie ustępował im w okrucieństwie. Pewna młoda dziewczyna tylko z uwagi na narodowość została przez niego zgwałcona, brutalnie podbita i naga wypędzona na śnieg. Nie było litości, wszystko odbywało się na zasadzie przemoc za przemoc, wet za wet…
Autor brał też udział w likwidacjach milicjantów i przedstawicieli nowych, komunistycznych władz. Po zamachu na dwóch dygnitarzy partyjnych, rozpoznany Dąmbski został zaocznie skazany na karę śmierci i musiał uciekać na zachód. Na tym historia dywersanta się kończy.
Przed publikacją zapiski autora zostały zredagowane i nieco skrócone.

Złożony z dziewięciu krótkich rozdziałów „Egzekutor” ma niewielką objętość, stanowi więc lekturę na jedno popołudnie lub wieczór. Książka momentami wstrząsająca i o niezwykłej sile wyrazu budzi jednak liczne kontrowersje, również z powodu posądzenia autora o „mijanie się z prawdą historyczną niemal w każdym fragmencie”, „przypisywanie sobie szeregu bohaterskich czynów” i nawet nie mistyfikację, ale „zwykłą, samochwalczą blagę”. Takich sformułowań użył przewodniczący jednego z Kół ŚZŻAK (Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej) w liście do redakcji. W kolejnym zarzuty formułowane są nieco łagodniej, a autorka, pani Filipowicz ma rację pisząc, że „trudno polemizować ze Zmarłym”. Choć konsultant naukowy w osobie doktora Ostasza odpowiada na listy w sposób rzeczowy i dość przekonywujący, to i tak zwykły czytelnik nie ma możliwości zweryfikowania wszystkich informacji, gdyż nie dysponuje szerokim dostępem do źródeł historycznym. Sytuację komplikuje fakt, iż właściwie brak podobnych publikacji lub wypowiedzi, w których byli żołnierze polskiego podziemia szczegółowo omawialiby przebieg wojennych egzekucji.

Spisywanie tego rodzaju wspomnień musiało być bolesne i nawet zakładając najszczersze intencje Dąmbskiego (w spisach plutonu AK zapisany jako Dębski) nie ma gwarancji, że pamiętał przeszłość bezbłędnie - niektóre daty, a nawet fakty po latach mogły się pozacierać. Banalnie rzec ujmując: skoro rzeczywistość ma z bajkami niewiele wspólnego, daleko jej więc do konstrukcji czarno-białej, a prawda o wojnie zawsze jest brutalna, bardzo często wręcz makabryczna. Ponadto do Armii Krajowej z całą pewnością trafiali ludzie różnego pokroju, a partyzanci -obojętnie w jakim kraju- nigdy nie byli święci…
0 0
Dodał:
Dodano: 29 I 2011 (ponad 14 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 653
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Jarek
Wiek: 46 lat
Z nami od: 14 VII 2010

Recenzowana książka

Egzekutor



Stefan Dąmbski, tytułowy egzekutor, trafił do oddziału AK w 1942 jako 17-latek. Przydzielono mu zadanie likwidacji Niemców i konfidentów. Po zajęciu Rzeszowszczyzny przez Sowietów Dąmbski kontynuował działalność konspiracyjną - wykonywał wyroki na przedstawicielach nowej władzy, a także brał udział w akcjach przeciwko Ukraińcom. Opisując te wydarzenia, autor pokazuje zarazem, w jaki sposób - będąc...

Ocena czytelników: 4.5 (głosów: 11)
Autor recenzji ocenił książkę na: 4.0