Joanna Chmielewska jest uznaną autorką na naszym rynku wydawniczym. Od wielu lat bawi nas swoimi kryminałami o komediowym zabarwieniu oraz dzieli się swoimi ironicznymi poglądami o życiu w pozostałych publikacjach.
Książka "Przeciwko babom" jest doskonałym przykładem jej charakterystycznego stylu, jednocześnie bawiącego i pouczającego czytelnika. W tej pozycji autorka wzięła na warsztat reguły świata mężczyzn i tego jak postrzegają go kobiety. Nie jest to jednak kolejny poradnik z cyklu "jak Go zdobyć", "jak Go wytresować" czy "jak Go utrzymać", a pozycja ze zgoła odmiennego gatunku - "jak Go NIE ODSTRASZYĆ".
Autorka w zupełnie niekobiecy sposób wytyka paniom wszelkie błędy i gafy, które sprawiają, że "ci źli mężczyźni ich nie rozumieją, nie chcą, porzucają". W pozycjach o podobnej tematyce (lecz niestety nie gatunku - w tej materii dominują bardziej lub mniej sensowne poradniki) z reguły wszystko zwalane jest na tych biednych mężczyzn - że genetycznie nie przystosowani do monogamii, że niewierni, że ograniczeni i wiele innych "że", które zwalają na Nich wszelkie zło "poza gradobiciem i kokluszem"*). Napisałam "niekobiecy", bo autorka bierze tym samym w obronę "tych biednych zastraszonych facetów", całą winę za ich życiowe wybory zwalając na "zbyt wyemancypowane" kobiety. Oczywiście Chmielewska nie gloryfikuje panów. Dostrzega w nich wady, jednak te opisuje krótko i zwięźle koncentrując się na swojej tezie. A tę można podsumować krótko - kobiety są same sobie winne.
Wytyka Nam (kobietom) to, że ich kontrolujemy, wytykamy im wady, nieustannie oceniamy, porównujemy z "tym przystojnym aktorem" lub "tamtym seksownym piosenkarzem", nie interesujemy się tym, co mają nam do powiedzenia i wymagamy "nie wiadomo czego", czyli wszystkiego czego dać nam nie mogą. Jaki bowiem jest sens pytać "jak wyglądam w tej sukience", jeśli mężczyzna nie jest w stanie dać nam dobrej odpowiedzi? Jak odpowie, że dobrze, to stwierdzamy, że nas zbywa bo nas nie kocha, a jak wytknie jakąś fałdkę czy inny tłuszczyk to nie kocha, nie docenia i w ogóle zaraz pójdzie za inną. Po co pytać czy podobała mu się mijana blondyna z wielkim biustem i krótką spódniczką? Jak powie prawdę to zdradza, jak skłamie to wytykamy kłamstwo - paranoja!
Autorka opisuje cały temat w sposób niezwykle skrupulatny - porusza problemy różnych grup wiekowych, dzieli kobiety na różne grupy (m.in. wojujące feministki i polujące na mężów), bada problem pod kątem różnych kategorii (np. pracy i mody), nie tracąc przy tym nic z lekkości pióra.
Ze względu na tematykę jest to książka przede wszystkim dla kobiet (lecz mężczyźni też mogą co nieco z niej wynieść). Odradzam tę książkę feministkom lub paniom zbyt przekonanym o parszywości gatunku męskiego. Dla nich będzie to tylko przykład patriarchatu wpływającego na biedną autorkę. A cel Chmielewskiej był prosty - udowodnić kobietom, że przy odrobinie wysiłku i zrozumienia można współistnieć z facetami spokojnie - w przyjaźni i harmonii.
Mnie całkowicie przekonała. Pod poczuciem humoru i drobnymi złośliwościami przekazuje celne spostrzeżenia dotyczące natury kobiet i ja (bądź co bądź kobieta) naprawdę zaczęłam mężczyznom współczuć. Moja konkluzja? Ta książka to pozycja OBOWIĄZKOWA dla wszystkich otwartych na inne poglądy kobiet w każdym wieku. Pomoże Nam się poprawić pomagając tym samym i im (mężczyznom) i Nam.
Krótko mówiąc - serdecznie polecam!
*Dla niekojarzących - cytat z "Seksmisji" ;]