Trochę Marlowe, trochę Constantine

Recenzja książki Mój własny diabeł
„Mój własny diabeł” stanowi pierwszy, z czterech dotychczas napisanych, tom przygód Feliksa Castora. Autor, Mike Carey znany był wcześniej głównie jako twórca scenariuszy do komiksów takich jak „Lucyfer” czy „Hellblazer” ze słynnym Johnem Constantinem. Drugi z wymienionych komiksów doczekał się ekranizacji z Keanu Reevesem w roli głównej.

Mglisty Londyn, czasy nam współczesne. Z bliżej nieokreślonych powodów od pewnego czasu, najczęściej w miejscach swojej śmierci lub pogrzebu, pojawiają się duchy. Nie każdy zmarły powraca, a zjawy w większości przypadków nie są agresywne. Zombie to też duchy, tyle, że nawiedzające własne, martwe ciała. Istnieją również dużo groźniejsze demony oraz łaki (loup-garou), powstałe na skutek wniknięcia ludzkiego ducha do ciała zwierzęcia. Pewną barierą dla wymienionych istot, przynajmniej tych mniej potężnych, jest płynąca woda.

Castor posiada dar ich odpędzania, którego użył po raz pierwszy już jako mały chłopiec. Ponieważ ostatni przypadek egzorcyzmowania skończył się fatalnie dla jego przyjaciela, Feliks znajduje się na „urlopie” i tymczasowo zarabia jako klown-iluzjonista na dziecięcym przyjęciu urodzinowym. Nietrudno się domyśleć, że okoliczności (czytaj: chroniczny brak gotówki i zadłużenie u znajomej) zmuszają go jednak do podjęcia zlecenia w charakterze egzorcysty. Pan Peel, administrator wielkiego Archiwum Bonnigtona oczekuje szybkiego odesłania w zaświaty pojawiającej się w budynku zjawy młodej kobiety. W wyniku ataku ducha, wcześniej zachowującego się spokojnie, ucierpiał jeden z pracowników archiwum oraz cenny dokument. Castor zamiast od razu zrobić to, czego od niego oczekuje zleceniodawca zaczyna badać sprawę, która po odrzuceniu fałszywego tropu zdradza kryminalne podłoże.

Na szczęście rozwiązaniu zagadki brak nadmiernego wydumania i „karkołomności” – duży plus dla autora. U podstaw całej sprawy leżą, chyba powinienem napisać – jak zwykle, ludzkie słabości i żądze; to napotkani przez Feliksa żywi, a nie umarli okazują się okrutni, pozbawieni skrupułów i odrażający. Z duchami gość umie sobie radzić, to ludzie go wkurzają…

Z ciekawszych person, pojawiających się w powieści warto wymienić Rafiego – kumpla Feliksa, opętanego przez nie byle jakiego demona, pewnego zmartwychwstałego wyznawcę teorii spiskowych i jednocześnie maniaka komputerowego oraz bardzo niebezpieczną kobitkę o imieniu Juliet. Bliższe poznanie tej pani żadnemu mężczyźnie nie wychodzi na zdrowie, ale czym byłby kryminał w klimatach noir bez kuszących, atrakcyjnych kobiet?

Wykreowany przez Careya egzorcysta nie przypomina typowego twardziela, rozwiązującego wszelkie napotkane problemy za pomocą pięści i pistoletu. W kieszeni szynela, carskiego płaszcza wojskowego, zazwyczaj nosi flet – dźwięki wydobywane z instrumentu służą egzorcyzmowaniu (koledzy po fachu posługują się muzyką, słowami lub gestami). Castor posiada też inne, w naszej rzeczywistości paranormalne, zdolności oraz nieźle radzi sobie z niekonwencjonalnym otwieraniem zamków. Co prawda zdarza mu się użyć przemocy fizycznej, ale nie jest bohaterem o przeszłości komandosa i w przeciwieństwie do napotkanego łaka -delikatnie ujmując- nie imponuje posturą wózka widłowego. Ma w sobie cechy Constantina (nic w tym dziwnego) i sporo z archetypowego detektywa; oczywiście kłania się w tym momencie chandlerowski Philip Marlowe. Feliks, jak przystało na profesjonalistę zadaje rzeczowe pytania i udziela konkretnych, czasami ciętych odpowiedzi, przynajmniej podczas rozmów o charakterze zawodowym. Ponieważ pisarz użył narracji pierwszoosobowej, czytelnik poznaje myśli bohatera dotyczące rzeczywistości i napotkanych osób – najczęściej pełne ironii i humoru. Kto czytał kryminały Chandlera, lubi sposób bycia Marlowe’a i nie ma nic przeciwko połączeniu tego z fantastyką, powinien poczuć się jak ryba w wodzie. Tym bardziej, że zmieszanie dwóch gatunków wyszło pisarzowi bardzo zgrabnie.
Trzeba też zaznaczyć, że Careyowi udało się uniknąć sklonowania dwóch wyżej wymienionych postaci i wrzucenia ich, w takich lub innych proporcjach, do nowego „opakowania” z napisem Feliks Castor.
Natomiast przyczepić się można do „epilogu” całej historii. Wszystko ładnie się układa, a diabeł nie jest taki straszny, jak go malują - niektórym czytelnikom takie zakończenie wyda się nieco naiwne.

W podsumowaniu napiszę krótko: bardzo sprawnie napisane, więcej niż przyzwoite czytadło – akcja wciąga i wraz z upływem stron odpowiednio nabiera tempa, co tylko wzmaga ciekawość u czytającego. Książka na tyle dobra, że w przyszłości z przyjemnością zabiorę się za kolejne części.

Recenzja również na blogu:
http://jareckr.blox.pl/html
Dodał:
Dodano: 17 I 2011 (ponad 14 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 339
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Jarek
Wiek: 46 lat
Z nami od: 14 VII 2010

Recenzowana książka

Mój własny diabeł



Seria o Feliksie Castorze to debiut literacki Carey'a, który szybko zdobył uznanie krytyków i czytelników w Wielkiej Brytanii i Stanach zjednoczonych. Doskonałe połączenie czarnego kryminału, horroru i dark fantasy. "Ta książka od pierwszej szokującej niespodzianki wciąga niepowstrzymanie i już ani na moment nie puszcza. Zarwiecie noc, nie mogąc oderwać się od lektury". -Richard Morgan Felix Cast...

Ocena czytelników: 4.90 (głosów: 16)
Autor recenzji ocenił książkę na: 5.0