Pierwsza moja osobista recenzja, taka, którą piszę mi się niebywale trudno. Nie dlatego, że znam autorkę i uważam ją za fantastyczną osobę, która mimo przeciwności losu, potrafi tupnąć nogą i powiedzieć, że się da. A dlatego, że mamy ze sobą tyle wspólnego, iż samą mnie to zaskakuje. I im więcej wiem, tym bardziej chcę dowiadywać się nowych rzezy. Mamy niebywale odmienne style pisania. Ja skupiam się na kreowaniu rzeczywistości, malując obrazy. Ona sięga w głąb serc swych bohaterów, tworząc z nich marionetki, uginające się pod jarzmem jej woli. Moja pierwsza reakcja na informację, że można zrecenzować jej dzieło, była dosyć oschła. Rzuciłam coś na wzór: Mam nadzieje, że to nie będzie kolejny odgrzewany kotlet. Mam dosyć słabych książek. Proszę mi się nie dziwić, coraz częściej porzucam wątpliwe dzieła, biadoląc pod nosem i przeklinając się, za ten swój nie współczesny gust. Niestety, tak już mają ci, którzy rozkochani są w klasyce. I jest to tutaj bardzo szeroko pojmowane pojęcie. Kocham książki i za każdym razem ufam, że w moje ręce trafi coś, co wprawi moje zimne i radykalne serce w drżenie. Czasem się to udaje, a czasem nie. Szczerze powiedziawszy, nawet nie wierzyłam w to, że uda mi się pozyskać ją do recenzji. Napisałam na stronie autorki, że chętnie zapoznałabym się z jej stylem pisania i ku mojemu niewyobrażalnemu zaskoczeniu, wyraziła zgodę. Przeraziłam się, niemal natychmiast, jak doczytałam ile, to to ma stron. Pierwsza myśl: Niezły egzemplarz do samoobrony. No bo tak jest. Tomiszcze ma tylko 567 strony z przypisami, co to dla mnie nie? Na pierwszy rzut oka poszła okładka. Oczywiście, jak już poczta książkę dostarczyła. Autorka złożyła wewnątrz, specjalnie dla mnie, dedykację oraz autograf. Wspaniale, mój pierwszy w życiu autograf, więc wpatrywałam się w niego z wypiekami na twarzy. Taka tam ja, ekscytująca się zawsze, jak dostanie coś miłego. Wracając do okładki to pierwsza myśl, wystąpiła u mnie zaraz z marszu, czyli czcionka. Od razu myślą popłynęłam w stronę „Zwiadowców” Johna Flanagana i w istocie, czcionka jaką znajdujemy jest identyczna. Skrzywiłam się, gdyż jest to kolejna książka, którą posiadam, a która tak jest podpisana. Oczywiście pomyślałam, że widocznie taka moda i nie mnie oceniać. Pamiętaj nie oceniaj po okładce, ale jednak. Dawno temu uczyłam się malarstwa i rysunku i moim ulubionym zajęciem jest czepialstwo, moja rysowniczka doskonale wie o czym mówię (boje się, że mnie kiedyś znienawidzi). Autorka poprosiła mnie o drobiazgowość, zatem jestem drobiazgowa. Szczerze? Nie podoba mi się. Zauważam brak proporcji, nie tylko w wykreowanej sylwetce naszej bohaterki, ale w innych rzeczach. Szramy na jej plecach wyglądają, jakby ją ktoś pomalował czerwonym pisakiem, lub polał sokiem malinowym. Dziewczyna też nie pasuje do opisu w powieści, gdzie na wstępie czytamy, iż jest to osoba zmaltretowana i wyniszczona. Co mi się podoba? Kolorystyka, o tak, ta jest genialna i ukłony składam w stronę grafików.
A kim jest nasza pisarka? To bardzo młoda osoba, pełna niezmierzonych pokładów pozytywnych emocji. Rozmiłowana w literaturze i uwielbiająca pisać. Dotychczas, były to wyłącznie teksty do przysłowiowej szuflady. W taki sposób ucieka od rzeczywistości, zasłaniając się płaszczykiem pseudonimu. Pochodzi ze Skierniewic, natomiast w tym momencie zamieszkuje w Rzeszowie. Z wykształcenia jest architektem krajobrazu. Teraz spotkać możemy ją pracującą w pocie czoła w szkole. Ulubionymi jej autorami to: Trudi Canavan oraz Laini Taylor. Zauroczona literaturą fantasy postanowiła stworzyć unikalny świat, pełen magów, nie koniecznie tych dobrych, wampirów tudzież innych stworzeń, o których można przeczytać w „Niewolnicy”. No właśnie, a o czym ta „Niewolnica”?
Fabuła przenosi nas do świata nazywanego w skrócie światem post-apo. Rzecz dzieje się po wielkiej katastrofie w roku 2052. Ziemia zniszczona i doprowadzona do katastrofy, dzieli się na strefy, którymi rządzą enklawy i grupy wpływów. Od razu jesteśmy wrzuceni w wir czystego piekącego trzewia zła. Już od pierwszych stron, dociera do nas coś, czego nie spodziewamy się. Młodziutka Arina, jest niewolnicą potężnego Aszarte. Została przyporządkowana mu, kiedy miała trzynaście lat, zatem żyje w upodleniu już osiem. Jej panem jest mag o imieniu Azarel, potężny i bezwzględny. Jedyną jego radością, jest dręczenie innych w tym niewolników. Ofiarą jego niepohamowanych ataków, staje się dziewczyna. Jest ona, tak jak on, magiem, którego kontroluje za pomocą tojadu. Często, no może aż nadto często, aplikowanego w ciało za pomocą iniekcji. Młoda dziewczyna ulega, pozwala na wszystko, zaciskając zęby i znosząc upokorzenia. Nie raz jest na skraju wyczerpania, nie tylko fizycznego. Ogromnym wsparciem dla niej, jest jej przyjaciółka Anna oraz wampirzyca Cath, która chyba zyskała w moich oczach miano wampira ciamajdy. Nie, nie nic złośliwego. Długowieczna istota, słynie ze spadania z krokwi, czy balkonowych balustrad. Wszystko się to dzieje, dzięki jej wścibstwu oraz niepohamowanej ciekawości, która jest niczym innym, jak przejawem zamartwiania się o naszą główną bohaterkę. Arina, jako niewolnica nie ma żadnych praw, a jedynie wolę swego pana, która nomen omen, po czasie zaskakuje czytelnika, tak bardo, że sam miał by ochotę, jak Cath, spaść z tego na czym akurat siedzi. Myślicie, że nasza główna bohaterka zazna odrobiny ciepła? Dowiedzcie się.
Autorka kreuje na naszych oczach świat, tak fantastyczny i tak wciągający w swe wnętrze, że ciężko się oderwać. Wiecznie mam coś na głowie, więc musiałam odkładać, i za każdym razem kiedy książka lądowała na biurku, było mi jakoś przykro. Chciałam czytać więcej i dowiadywać się, co dzieje się głównymi bohaterami. Nie chodziło mi o tylko samą Arinę, ale także postaci poboczne, które dochodzą wraz z wertowanymi stronicami. Tu też, mamy bardzo świeże podejście do istoty wampiryzmu, który może i pomieszany jest z klasycznym wizerunkiem nocnego łowcy jednak to coś innego. Pisząca, dorzuciła modny obraz chodzącego za dnia. Jej krwiopijcy, jednak jakoś za słoneczkiem nie przepadają, z czasem uodparniają się na nie. Nie mniej, wiąże się to z bólem i ranami, z których muszą się wylizywać. Mamy tu mocną erotykę, która w pewnych momentach porywa i można sobie podróżować do świata fantazji, nawet masochiści znajdą coś dla siebie, oczywiście w roli upadlanego. Czasem jednak odnosiłam wrażenie, że nieco za dużo tego potocznie nazywanego bzykania, otoczonego lepką atmosferą uczuciowości i westchnień głównych bohaterów, ale to jedyny minus. Autorka ma niebywale lekkie pióro. Mimo, że dostajemy do ręki cegłę, z której z powodzeniem, można zrobić użytek w czasie niespodziewanego ataku, czyta się ją płynnie i szybko. Bohaterowie są bardzo wyraźni, każdy ma swoją określoną rolę, która z czasem pozwala mu wyewoluować i stać się kimś bardziej lub mniej lubianym przez czytelnika. Mamy tu też rzeszę bardzo zabawnych postaci, plus dialogi przesycone raz poruszającym do głębi strachem, by kilka kartek dalej, otrzymać coś przyjemnego, nie raz wywołującego drobny uśmieszek na twarzy. Tak jak na przykład fragmenty ze spadającą z krokwi wampirzycą Cath. Wciąga i to niezaprzeczalnie. Jednak nie poleciłabym tej powieści młodszemu czytelnikowi. Doskonale pamiętam, jak moja córka zabrała się nieopatrznie za „Wilkozaków” Rafała Debskiego, na pierwszy ogień poszła scena gwałtu, odłożyła książkę z dziwną miną. Zatem podobne sceny, serwuje mam również na samym początku, autorka „Niewolnicy”. Nie mniej, jest ona delikatniejsza w opisach i bardziej subtelna. Poza tym uważam, że lektura tej książki to wyłącznie domena pań. Mojemu partnerowi się nie spodobała i porzucił ją raptem na 150stronie, stwierdzając, że za dużo w niej tego och i ach. W sumie mu się nie dziwię, sama lubię męskie pisanie, twarde i konkretne. Jest to bowiem moja pierwsza książka w kanonie romansu, erotyki połączonej z fantasy. Szerokim łukiem omijam wszelakie paranormale i literaturę stricte w tych klimatach, po przykrych z nią doświadczeniach (nigdy więcej, nawet pod karą pręgierza). Tu jednak jestem arcy zadowolona i czekam z niecierpliwością na dalsze losy Ariny i jej pobratymców. Wiem, że pisarka pracuje nad kolejnym tomem i powiem Wam, że będę śledziła jej poczytania, nie tylko poprzez strony fb i Lubimy Czytać, ale również prywatnie. Osobiście życzę powodzenia, przyda się. No i czekam, tak czekam i nie mogę się doczekać, Anno pisz!
Zapraszam na strony mojego autorskiego bloga:
http://stagerlee101.blogspot.com/