Mroczny cień tajemnicy padający na wesołe miasteczko...

Recenzja książki Joyland
Złamane serce. Ból. Właśnie te dwa czynniki przywiodły Devina Jonesa do tytułowego Joylandu, wesołego miasteczka. Chcąc zapomnieć o ostatnim zawodzie miłosnym, dwudziestojednoletni bohater decyduje się podjąć pracę wakacyjną w parku zabaw. Już wkrótce przekonuje się, że nie jest to zwykłe miejsce, że wisi nad nim duch nierozwiązanej zagadki kryminalnej sprzed lat...

Czy to możliwe, by lunapark, kraina, która w założeniu ma sprzedawać zabawę dzieciom i ich rodzicom, nie była do końca bezpieczna? Czy nawet w takich miejscach czają się mroczne tajemnice?
Po najnowszego Kinga sięgnęłam właściwie przez przypadek. Ot, byłam w księgarni, zauważyłam tę pozycję i, kierując się przekonaniem, że King to dobry autor, wzięłam ją do domu. Jak się później przekonałam, był to pewnego rodzaju błąd...
To zdecydowanie nie jest typowa powieść tego autora. Nie jest napisana w stylu, jaki znamy, do jakiego nas przyzwyczaił. To nawet nie jest horror.
Osobiście uczucia mam bardzo mieszane. Owszem, czytało się szybko i lekko, ale, z drugiej strony...To zwykła, banalna historyjka o młodym studencie, który nie mógł poradzić sobie z opuszczeniem przez dziewczynę i postanowił wyjechać, znaleźć zajęcie, które odwiodłoby go od posępnych myśli, opowiadana przez niego samego po wielu latach. Przyznam szczerze, że akurat ten wątek wiał nudą. Jedynym mocnym punktem całości był wątek kryminalny, owa mroczna tajemnica, o której pisałam wcześniej, którą umieściłam w tytule recenzji. Tutaj ogromne brawa dla Stephena - jej rozwiązanie wprawiło mnie w takie samo osłupienie, w jakie wprawiają mnie wszelkie dzieła Christie, królowej kryminałów. Nawet pod sam koniec, kiedy właściwie wszystko było już jasne, źle wytypowałam czarny charakter. A kiedy już wiedziałam, kto nim jest, nie mogłam uwierzyć.
Właśnie te dwie różniące się od siebie płaszczyzny - nudna opowieść o radzeniu sobie z zawodem miłosnym i porywający wątek kryminalny - sprawiają, że nie wiem, co myśleć. Do głowy przychodzi mi tylko jedno spostrzeżenie: dzieła Kinga są jak wino. Im starsze, tym lepsze. W miarę, jak o tym myślę, coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że w tym twierdzeniu coś jest. I że naprawdę starsze książki Kinga mają coś, czego nie mają obecne.
Oceniam tę książkę na 3 na 5 gwiazdek. Nie jest ani tragiczna, ani wspaniała - dobra na letnie wieczory, jednak, jeżeli mówimy o mistrzu horrorów, co najwyżej mocno średnia.

Recenzja pochodzi z mojego bloga, http://internetowa-biblioteczka.blogspot.com/
0 0
Dodał:
Dodano: 04 VIII 2013 (ponad 11 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 283
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Daria
Wiek: 30 lat
Z nami od: 09 IV 2011

Recenzowana książka

Joyland



Jeden z najpopularniejszych pisarzy wszech czasów powraca! Devin Jones, student college’u, zatrudnia się na okres wakacji w lunaparku, by zapomnieć o dziewczynie, która złamała mu serce. Tam jednak zmuszony jest zmierzyć się z czymś dużo straszniejszym: brutalnym morderstwem sprzed lat, losem umierającego dziecka i mrocznymi prawdami o życiu – i tym, co po nim następuje. Wszystko to sprawi, że je...

Ocena czytelników: 4.52 (głosów: 43)
Autor recenzji ocenił książkę na: 3.0