"Odważny człowiek potrafi myśleć. Tchórz - nie."
Ostatnio coś zaczęło mnie ciągnąć do powieści Stephena Kinga, więc po „Miasteczku Salem” przyszła kolej na kolejną jego książkę. „Misery” to horror, który czasami naprawdę przeraża. Autor naprawdę wykazał się swoim talentem. Całą akcję powieści umieścił w JEDNYM, małym pokoju, a bohaterami są tylko DWIE osoby (nie będę charakteryzować postaci, gdyż zostało to dobrze wykonane w opisie) chociaż czasami pojawiają się drugoplanowe postacie. I ciągnął to przez prawie czterysta stron. Stephen King skupia się dosyć mocno na portretach psychologicznych ofiary i jej prześladowcy. To właśnie szaleństwo Annie dodawało książce niezwykłych plusów. Za każdym razem, gdy panna Wilkes wchodziła do sypialni gościnnej zastanawiałam się co tym razem się stanie, co ona potwornego wymyśli i bałam się razem z Paulem. Książka została podzielona na cztery części. W pierwszej zatytułowanej „Annie” pisarz wprowadza nas do powieści, w drugiej „Misery” mamy do czynienia z procesem twórczym głównego bohatera, poznajemy tytułową Misery i jest to zarazem najdłuższa część, w trzeciej pod tytułem „Paul” poznajemy prawdziwe oblicze obłąkanej Annie no i ostatnia „Bogini” zwieńcza całą książkę. Powieść została przeniesiona na ekrany, a Kathy Bates za zagranie szalonej Annie Wilkes dostała Oscara. Jednakże ekranizacja jest trochę mniej drastyczna od książki.
"W książce wszystko poszłoby pewnie zgodnie z planem... ale w życiu, cholera, zawsze panował potworny bałagan – co mógłbyś powiedzieć na temat życia, gdzie najwięcej najbardziej kluczowych rozmów toczy się, kiedy masz parcie na pęcherz, albo coś w tym rodzaju? Życia, w którym nigdy nie było żadnych rozdziałów. "
Moja ocena: 5+/6
Więcej recenzji na:
http://magiczneksiazki.blogspot.com/