Lata 1924-39 to reformy i walka z przestępcami winnymi morderstw, porwań i napadów na banki. FBI trudno odmówić sukcesów, a Hoover wykazał talent do pozyskiwania funduszy oraz nagłaśniania udanych akcji. Okazał się konserwatystą w sprawach ubioru agentów i ich zachowań moralnych, rozwinął system szkoleń. Podjął też kroki w kierunku pozyskiwania sympatii mediów, opinii publicznej oraz filmowców - federalnych, czyli G-menów kino zaczęło ukazywać jako bohaterów. Dla krytyków był człowiekiem z wielką rządzą władzy, uosabiał wszystko, co najgorsze w amerykańskiej demokracji. Zarzucano mu obsesję na punkcie walki z komunizmem: na przykład w latach 70-tych FBI traciło pieniądze i czas na walkę z podupadłą Komunistyczną Partię Stanów Zjednoczonych (CPUSA). Jej szeregi, wobec coraz większej świadomości społecznej dotyczącej stalinizmu i ZSRR, przerzedziły się w bardzo dużym stopniu.
Wojna w Wietnamie, szpiegowanie własnych obywateli w ramach programu Chaos, afera Watergate, obalanie rządów w obcych krajach (chociażby w Gwatemali) – wszystko to spowodowało kryzys amerykańskiej demokracji w latach 1972-1975. Działalność agendy, dla której poparcie społeczne drastycznie spadło, była jedynie jednym z kilku czynników przesądzających o załamaniu. Po włamaniu do oddziału FBI, do prasy przedostały się kompromitujące informacje z teczek i opinia publiczna dowiedziała się o COINTELPRO - programie kontrwywiadowczym, działającym od 1955 roku. W ramach programu „monitorowano” organizacje zagrażające celom politycznym USA (m.in. CPUSA, KKK, Partię Nazistowską, Czarne Pantery, ale też i organizację Kinga) i zgromadzono miliony dossier.
Z kolei prezydent Ronald Reagan, będący w czasach hollywoodzkich informatorem i miłośnikiem Biura, wprowadził szereg zmian. Wydał rozporządzenie o możliwości zbierania przez FBI informacji o obcych wywiadach w USA, a wobec coraz popularniejszych haseł wojny z narkotykami podporządkował mu DEA. Zaczęła się też współpraca międzynarodowa w zwalczaniu przestępczości zorganizowanej, w wyniku czego w latach 80-tych doszło do aresztowań wysokopostawionych mafiosów.
W latach 90-tych agenda kontynuowała tego typu działania, zmieniła się też jej rasowa i „płciowa” struktura zatrudnienia. Mimo skarg kolorowych pracowników i procesów sądowych, FBI pod względem rasowym było wtedy dość postępowe. W tym okresie zaliczyło kilka wpadek na polu kontrwywiadowczym, jak na przykład sprawa pewnego niesłusznie oskarżonego naukowca chińskiego pochodzenia.
Cała książka kończy się rozdziałem o 11 września i analizą problemu: dlaczego służby USA nie były w stanie zapobiec zamachowi. Autor wskazuje na brak współpracy i wymiany informacji miedzy FBI a CIA, kiepską znajomość języków wśród agentów, zbyt małą liczbę lingwistów i analityków.
Gdyby wyrysować wykres dziejów Federalnego Biura Śledczego powstałoby coś na kształt sinusoidy: wzloty przeplatały się z kryzysami, te nierozerwalnie związane były z zajadłą krytyką mediów, środowiska liberałów i opinii publicznej. Sporo zależało od klimatu politycznego w kraju, urzędującego prezydenta i sytuacji międzynarodowej. FBI wyłania się jako kontrowersyjna, obarczona licznymi grzeszkami, bardzo niedoskonała w swoim funkcjonowaniu instytucja. Oczywiście mająca na koncie niezaprzeczalne sukcesy na polu kontrwywiadowczym czy zwalczania przestępczości zorganizowanej.
Biuro stanowi istotny element dziejów USA, od czasów po wojnie secesyjnej, przez lata dwudzieste i trzydzieste, II wojnę światową i zimną wojnę, aż do dnia dzisiejszego.
W „FBI. Historia” sporo jest nazwisk: detektywi, informatorzy i agenci specjalni, dyrektorzy, kolejni prezydenci. Niemało też faktów, ale zainteresowanym nie powinno to przeszkadzać. Tych nielubiących historii książka nie przekona do zmiany zdania.
Co jeszcze? W omawianej pozycji zabrakło dwóch rzeczy. Po pierwsze: kilku wkładek ze zdjęciami - wprowadziłyby czytelnika w klimat opisywanych wydarzeń. Po drugie: bardziej szczegółowych wiadomości o Hooverze – osobie niejednoznacznej i intrygującej. Biuro to nie tylko jeden dyrektor, co wyraźnie podkreślił autor, ale „władca teczek” rządził przecież nieprzerwanie 48 lat!
Pozostaje (subiektywne) wrażenie, iż Jeffreys-Jones za mało miejsca poświecił interesującemu tematowi walki FBI z gangsterami w latach 1924-1939 i postaciom pokroju Mamy Barker czy Johna Dillingera, „wroga publicznego numer 1”. Ponadto niewiele było o FBI w okresie rządów JFK i bezpośrednio po zamachu na jego życie. Ponoć nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - książkę można potraktować jako punkt wyjścia do dalszego szperania i tym samym pogłębiania wiedzy.
Lektura może nieporywająca, ale wartościowa i solidna. W sumie: warto.