Pomalutku, z dnia na dzień przygotowujemy się do momentu, w którym powitamy kolejnego członka naszej rodziny. Nie ukrywam, że już nie mogę się doczekać. A czas, który mi pozostał spędzam myśląc o tym, jak wiele znów zmieni się w naszym domu i jak cudownie będzie ponownie podziwiać postępy w rozwoju małego człowieka. Opisywałam Wam nie tak dawno poradnik, w którym autorka proponowała szereg ciekawych przepisów na różne posiłki idealnie nadających się zarówno dla maluszka jak i całej rodziny. Dziś chciałabym Wam polecić książkę o podobnej tematyce. Według mnie świetnie uzupełniającej się z tamtym poradnikiem.
Lektura, o której chciałabym Wam dziś co nieco powiedzieć jest sporych gabarytów. Wydawałoby się więc, że treści w niej jest tak wiele, że aż trudno ją ogarnąć. Ale nie do końca tak jest. Bowiem stron w tej lekturze jest zaledwie 20, a sama książka jest wykonana troszkę na styl segregatora z notatkami. Kartki w tej publikacji są grube i sztywne. umieszczone są one na sprężynie, a każdy rozdział ma nieco inną wielkość stron. W ten sposób, bez kłopotu jednym ruchem sięgamy po dział, który najbardziej nas interesuje.
Pierwszy rozdział to "Co każdy maluch zjadać powinien?". Znajdziemy tu krótką rozpiskę o tym, w którym miesiącu należy poszerzać dietę maluszka o poszczególne produkty. Na przykład różne owoce i warzywa, kasze, chrupki itp. Na każdej stronie oprócz podziału na wiek maleństwa znajdziemy także niewielkie rameczki, w których zawarte są istotne informacje uzupełniające. Drugi rozdział "Maluch w kuchni" opisuje akcesoria, które ułatwią naszym szkrabom spożywanie posiłków. Są tu wymienione różne ciekawe naczynia, łyżeczki, buteleczki, krzesełka itp. Doświadczona mama taka jak ja doskonale wie co i w jakich okolicznościach jej się przyda. Jednak dla początkujących rodziców wskazówki (bardzo trafne zresztą) zawarte w poradniku z pewnością ułatwią wybór. Ostatni rozdział to "Nauka samodzielnego jedzenia". Tutaj poczytamy o tym co i w jakim wieku powinien już umieć nasz maluszek. Autorka sugeruje niektóre rozwiązania, ostrzega przed popełnianiem znanych nam wszystkim błędów. Na pewno każda mama znajdzie tu coś dla siebie.
Ostrzegam, że wszystkie te informacje są to wiadomości ujęte w tak zwanej pigułce. Jeśli oczekujecie długich i konkretnych artykułów na dany temat, to poszukajcie innej książki. Tutaj autorka skupia się na konkretach i w prosty, jasny sposób przekazuje nam swoją wiedzę. Według mnie wiadomości zawarte w tym poradniku są wystarczające. A przy tym korzystanie z tej książki jest według mnie naprawdę czystą przyjemnością. Wszystkie wiadomości są tu ujęte bardzo przejrzyście, kompleksowo i oszczędnie w słowach. Nie musimy przeczytać kilku stron z książki, by dowiedzieć się, jakie owoce możemy podać np. 7 miesięcznemu brzdącowi. Bardzo mi się to podoba, bo wiadomo, że przy takich maluchach w domu, zazwyczaj nie mamy czasu na pochłanianie całych tomów odpowiednich lektur.
Poza tym grafika towarzysząca nam na każdej ze stron zachęca do korzystania z książki i sprawia, że z przyjemnością do niej zaglądamy. Książka jest kolorowa i wesoła. Jestem pewna, że nasz brzdąc chętnie będzie nam towarzyszył podczas lektury. A ponieważ jak już wspomniałam na początku strony są grube i sztywne, nie musimy się obawiać, że małe, lepkie rączki dziecka zniszczą nam nasz poradnik. W tym przypadku to chyba nie możliwe. Ta lektura przetrwa nawet długotrwały nalot małych łapek. Gwarantuję.
Ale to jeszcze nie koniec. "Na deser" zostawiłam sobie najciekawszy element tego poradnika. Na wewnętrznej stronie okładki znajdziemy taką jakby kopertę. A w niej znajduje się wspaniale wykonana, gruba i kolorowa tablica magnetyczna do powieszenia na ścianie wraz z zestawem magnesików. Nie służy ona jednak do zabawy. Pierwsza część służy do motywowania dziecka, bowiem w nagrodę za chętne zjedzenie posiłku przyczepiamy w odpowiednim okienku wesołą buźkę króliczka, pieska kotka, misia lub dziewczynki. Jeśli entuzjazmu przy jedzeniu nie było - buźka jest neutralna. A jeśli maluszek grymasił podczas jedzenia - w zestawie znajdziemy także bardzo niezadowolone buziaczki. Natomiast druga część tablicy ma za zadanie informować nas, jakie produkty nasze dziecko zjada ze smakiem (w tym przypadku użyjemy magnesiku z uśmiechniętym słoneczkiem), a jakie nie specjalnie mu pasują (słoneczko wtedy jest smutne).
Muszę przyznać, że ten pomysł bardzo mi się spodobał. W naszym domu tablica motywacyjna dla Alicji dotycząca jej codziennego zachowania była strzałem w 10, więc mam nadzieję, że ta kulinarna tablica także się sprawdzi. A część druga z pewnością ułatwi rodzicom dopasować posiłki do upodobań kulinarnych ich małych pociech
Mnie bardzo się podoba, i jestem pewna, że za jakiś czas poradnik ten będzie u nas stale w użytku, a tablica znajdzie swoje miejsce na ścianie w kuchni. Polecam
Recenzja z bloga:
http://ksiazeczki-synka-i-coreczki.blogspot.com/2013/07/mnia...