Tytułową bohaterką tej książki jest australijska pisarka, która jako starsza już pani podróżuje po świecie i odczytuje wykłady. Elizabeth jest osobą cenioną i chętnie zapraszaną, choć jej wywody bulwersują publiczność i gospodarze zdają się czasami żałować swej decyzji o zaproszeniu właśnie tego gościa. Sama pisarka sprawia wrażenie niezadowolonej z podróży - uważa je za zło konieczne, swego rodzaju zapłatę za to, kim jest i jaki zawód uprawia.
Tematy odczytów są różne, ale niemal wszystkie oscylują wokół zabijania zwierząt. Elizabeth rozprawia na ten temat w sposób kontrowersyjny i wzbudzający sprzeciw. Sama nie je przy jednym stole z wnukami, którym na kolację podano kurczaka - można się więc domyślić, jak radykalne są jej poglądy na ten temat.
"Powiem otwarcie: wokół nas funkcjonuje olbrzymia fabryka upodlenia, okrucieństwa i mordowania, która dorównuje wszystkiemu, do czego zdolna była Trzecia Rzesza, a w gruncie rzeczy bije ją na głowę pod tym względem, że jest przedsięwzięciem bez końca, samoodradzającym się , produkującym w nieskończoność króliki, szczury, drób, bydło, po to, żeby je zabijać".
Taki pogląd wywołuje ogromne dyskusje i wzbudza niemałe oburzenie. W książce Coetzee'go tematów do dyskusji jest wiele: przyszłość powieści, stan powieści w Afryce (autor zwraca uwagę na to, że mieszkańcy tego kraju przyzwyczajeni są do przekazów ustnych i dlatego tak ciężko przemycić na ten kontynent słowo pisane) czy kwestia tematów, podejmowanych przez pisarza (według Elizabeth nie o wszystkim autor powinien pisać i nie o wszystkim odbiorca dzieła powinien czytać). Czytelnik ma ochotę włączyć się do rozmowy, wysłuchać wykładu, polemizować z taką czy inną kwestią. I robi to, bo nie może się powstrzymać.
"Elizabeth Costello" nie jest łatwą powieścią.
Coetzee daje do myślenia.