Lato powitało nas nieznośnym upałem i ostudziło burzami i deszczem. Na każdą pogodę dobry jest przyjemny romans. Odpręży, zrelaksuje. Tego właśnie oczekiwałam od pierwszej książki z nowej serii kobiecej KISS, o której już wspominałam na blogu. Nie wymagałam od niej wiele i miło się rozczarowałam, bo tak dobrego stylu i ciekawej historii się nie spodziewałam!
Firth jest niezależną i samowystarczalną kobietą. Życie jej nie rozpieszczało. Ojciec odszedł do innej kobiety, a matka nigdy się z tym nie pogodziła. Ambitna i uparta Firth postanowiła odciąć się od finansowej pomocy ojca i osiągnąć wszystko sama. Została inżynierem budowlanym i pragnie rozwijać się w tymże zawodzie. Mimo iż z natury jest osobą opanowaną i spokojną, z równowagi wyprowadza ją przystojny George, przy którym nie potrafi ukryć płonących policzków. Na dodatek w posiadłości lorda Whellerby, który jest zleceniodawcą Firth, pojawia się jej bogata, rozpieszczona i rozkosznie naiwna przyrodnia siostra Saffron z problemami jakie spotkały ją podczas organizacji własnego ślubu...
Pierwsza książka z serii KISS jest dla mnie bardzo dużym, pozytywnym zaskoczeniem. Przede wszystkim urocze okładki! Sama kolorystyka frontu - pastelowy kolor sukienki - już mnie zniewoliła, a tylna okładka jest cukierkowo różowa - to tak bardzo kobiece, że aż chce się taką książeczkę nosić w torebce! Mini format również temu sprzyja. KISS możemy czytać gdzie tylko chcemy.
Kronika ślubnych wypadków jest naprawdę dobrze napisana. Styl nie jest ani zbyt prosty ani zbyt ciężki - co rzadko się zdarza w książkach tego typu. Na dodatek wydarzenia są realistycznie opisane, nie poczułam przeciągania wątków na siłę, wszystko składnie i ładnie się toczy. Jessica Hart ma naprawdę lekkie pióro i potrafi to bardzo dobrze wykorzystać. Dodatkowo bohaterowie są indywidualni, wyraziści, ciekawi - co jest odmianą po różnorodnych acz lekko płaskich romansowych postaciach.
Historia - mimo, że zmierza do oczekiwanego końca - jest przeurocza i wciąga! Nie zmęczyłam się jej czytaniem, nie miałam ochoty odłożyć, często się uśmiechałam, bo zabawnych momentów w tej powieści nie brak.
Co więcej - o dziwo Harlequin ten nie jest przeładowany miłością... dziwne, prawda? Jest romansu tyle ile trzeba, udało się jednak wpleść elementy refleksyjno-obyczajowe, hurra!
Zdecydowanie polecam! Bardzo dobry początek serii, mam nadzieję, że zwiastuje on równie dobre następne części.