Może zacznę od tego, że ja w ogóle nie rozumiem, dlaczego za każdym razem, kiedy mówimy o Stephenie Meyer, kojarzymy ją ze
Zmierzchem i całą resztą tego kiczu, zamiast skupiać się na czymś, co Meyerównie dobrze wyszło -
Intruzie. Tak, bo to właśnie
Intruz wylądował w moich Ulubionych z oceną 6, natomiast
Zmierzch i jego liczne kontynuacje oceniłam na 1.
Intruz to wreszcie coś nowego - nie ma tutaj czegoś takiego, jak wieczne rozpisywanie się o tym, jaki wspaniały od strony fizycznej jest główny męski bohater - no tak, racja, w tym przypadku mamy ich kilku - za to Stephenie skupia się na konkretach, zapewniając czytelnikowi... Długie godziny czytania
. Ja sama czytając, nie wiedziałam, co się dookoła mnie dzieje. Ułożyłam nawet specjalną "ścieżkę dźwiękową", to jest listę piosenek do słuchania w czasie czytania. I była to najdłuższa, jaką kiedykolwiek stworzyłam.
Choć
Intruz zahacza o science-fiction, to tak czy inaczej jest bardziej powieścią psychologiczną, bo autorka skupiła się bardziej na przeżyciach Wagabundy na Ziemi, a nie na samej inwazji - co jest też miłą odskocznią od inwazji... kosmicznych inwazji w kategorii powieści z gatunku fikcja naukowa. Myślę, że warto jest przeczytać
Intruza choćby dlatego, żeby przekonać się samemu, że Meyer jednak umie napisać coś dobrze.