Pamiętacie pierwszy tom serii Świat po Wybuchu? Na szczęście nie musiałam długo czekać i już jestem po lekturze tomu drugiego. Teraz pewnie już tak dobrze nie będzie i z kolejnym wydaniem będę musiała się wstrzymać, no ale nie o tym mowa
W świecie, w którym nic nie jest takie samo jak Przedtem naprawdę wiele się dzieje. Nasi bohaterowie nadal walczą o przetrwanie: ich przygoda nie dobiegła jeszcze końca. Pressia i Bradwell próbują jak najwięcej dowiedzieć się o przeszłości i przyszłości zarazem. Posiadają czarną skrzynkę, która skrywa tajemnice i klucz do zwycięstwa. Wskazówki zaprowadzą ich tam, gdzie nigdy nie sądziliby, że mogą dotrzeć. Partrige i Lyda zazwyczaj trzymani się przez matki w odosobnieniu. Spotykają się jednak, by sporządzić plany wnętrza Kopuły. Wszystko idzie jednak nie po ich myśli i już wkrótce Partrige wraca pod Kopułę i w dużej mierze od niego będzie zależało, jak potoczy się życie wszystkich bohaterów. Jednak utrata pamięci w niczym mu nie pomoże...
Drugi tom kontynuuje wydarzenia z tomu pierwszego i nadal mamy okazję poznawać bliżej, znanych nam już bohaterów. Książka skonstruowana jest tak samo jak jej poprzedniczka. Każdy z bohaterów ma swoje rozdziały, w których opowiada historię ze swojego punktu widzenia. Bardzo lubię książki napisane właśnie w ten sposób, ponieważ pozwalają one ujrzeć nam kompleksowy obraz historii, poznać myśli i uczucia wszystkich bohaterów a także lepiej im się przyjrzeć.
Właśnie dzięki takiemu ułożeniu treści, bardzo fascynuje mnie postać El Capitana i Helmuda, którzy w tym tomie odgrywają sporą rolę. Fantastyczna kreacja postaci, która nie odniosłaby takiego skutku i mogłaby przejść bez echa, gdyby historia pisana była z punktu widzenia tylko jednego bohatera. Dzięki temu, że poznajemy również ich wersję wydarzeń można zauważyć jak złożona jest postać braci. Helmud okazuje się być kimś więcej niż tylko bezużytecznym wrakiem człowieka na plecach swojego jeszcze sprawnego brata.
Bałam się tego tomu. Pierwsza część nie rzuciła mnie na kolana, ale postanowiłam dać szansę autorce i sprawdzić, co przyszykowała dla czytelników tym razem. Tom liczy sobie prawie 600 stron i nie chciałam się z nim męczyć. Muszę jednak przyznać, że jestem miło zaskoczona, bo "Nowy Przywódca" podobał mi się o wiele bardziej niż "Nowa Ziemia". Nie będzie to może moja ulubiona seria, ale nadal uważam, że warto po nią sięgnąć i zapoznać się ze światem, który mógłby być naszym, który zdecydowanie nie jest przerysowany, ale przedstawia wszystko to, co rzeczywiście mogłoby się wydarzyć.