„- Jestem szczęśliwa. Nigdy w całym moim życiu nie czułam się tak dobrze. A ty? - Ja? – przytula ją do siebie – ja czuję się znakomicie. - Tak, że mógłbyś palcem dotknąć nieba? - Nie, nie tak. - Jak to, nie tak? - O wiele wyżej. Co najmniej trzy metry nad niebem.”
Jedna z ulic Rzymu. Babi razem ze swoim ojcem jedzie do szkoły, na światłach zaczyna podrywać ją jakiś głupek. Bijatyki, wyścigi motocyklowe, śmierć, przyjaźń. Na początku Babi i Stepa łączy niechęć, ale potem zaczynają odkrywać, że jakimś sposobem zakochali się w sobie. Ta miłość zaczyna zmieniać ich oboje. Dziewczyna łamie zasady panujące w domu, uczestniczy w nielegalnych wyścigach samochodowych, trafia do gazety, stawia się nauczycielce w szkole. Zaś Step zaczyna ponownie odkrywać czym tak naprawdę jest miłość. Pod tą maską okrutności kryje się naprawdę czarujący i zabawny, a nawet romantyczny chłopak.
"Może dlatego, że kiedy okaże się przyjacielowi swoją słabość, człowiek już nie jest wobec niego tak swobodny. Może dlatego też, iż sądzimy zawsze, że nasze cierpienie jest jedyne, nieporównywalne, jak wszystko to, co nas dotyczy. Nikt nie kocha tak, jak my kochamy, nikt nie cierpi tak, jak my cierpimy. Brzuch przecież boli mnie, nie ciebie."
Dzięki "Trzem metrom nad niebem" po raz pierwszy spotykam się z Federikiem Moccią i myślę, że było to udane spotkanie. W książce zderzają się dwa światy, dochodzi do mezaliansu społecznego. Narracja zmienia się cały czas. Przeskakuje z Babi na Stepa i nie tylko. Dzięki temu poznajemy dokładnie cały wykreowany świat. Autor porusza bardzo ważne tematy takie jak przyjaźń czy miłość. Powieść ta ukazuje również życie tej bogatej klasy społecznej. Totalnie zaskoczyło mnie jej zakończenie, tego się po prostu nie spodziewałam. Nie kończy się ona happy endem co tylko dodaje jej wiarygodności (no bo przecież nie wszystko ma szczęśliwe zakończenie). "Trzy metry nad niebem" ma swoją kontynuację, nosi ona tytuł "Tylko Ciebie chcę". We Włoszech i Polsce przygody Babi i Stepa odniosły ogromny sukces. Książki te doczekała się aż dwóch ekranizacji: włoskiej (z 2004 roku) i hiszpańskiej (z 2010). Teraz, po lekturze, trzeba je obejrzeć.
„Miłość nie jest jak rachunek, który trzeba uregulować, nie daje niczego na kredyt i nie chce słyszeć o rabatach.”
Moja ocena: 4/6
Więcej recenzji na:
http://magiczneksiazki.blogspot.com/