W maju miałam niewiele czasu na czytanie, ale starałam się przeczytać przynajmniej jakieś 20 stron dziennie. Wiadomo, że jeśli się ma niewiele czasu to rozczarowanie jest większe, gdy trafi się bubel. Na szczęście z tą książką tak nie było.
Królestwo Czarnego Łabędzie to pierwsza część trylogii napisana przez małżeństwo Carol Goodman i Lee Slonimsky'ego. Przedstawia ono historię Garet, która specjalizuje się w tworzeniu niezwykłych rzeczy z metalu, a także wraz z ojcem prowadzi galerię w Nowym Jorku. Pewnego deszczowego dnia trafia do sklepu z antykami, gdzie sprzedawca prosi ją o otworzenie szkatuły, na której widnieje taki sam znak jak na jej pierścieniu. Od tego momentu w jej życiu zaczynają dziać się dziwne rzeczy: kradzież szkatułki, włamanie do galerii i odkrycie świata, który zna się jedynie z bajek, legend i baśni.
Co tu dużo mówić byłam zachwycona po tej lekturze. Uwielbiam czytać książki, gdzie głównymi postaciami są czarnoksiężnicy, wampiry, wilkołaki, wróżki, demony, ale jeszcze bardziej wolę lektury, gdzie te wszystkie nadnaturalne stwory istnieją razem. Jedynym minusem takich historii może być zbytni przepych, ale nie w tym przypadku.
Byłam bardzo zaskoczona, gdy zauważyłam, że główną bohaterką jest dziewczyna po studiach. Zwykle w tego typu powieściach spotykamy się z protagonistami w wieku 16-18 lat. Nie zawsze mogłam utożsamić się z takimi postaciami, bo krótko mówiąc zaczynam być za stara. A tutaj mogłam lepiej zrozumieć sytuację Garet, bo jesteśmy niemal równolatkami.
Akcja powieści toczy się bardzo płynnie. Bohaterka przedstawia nam zarówno stan obecny jak i nakreśla nam przeszłość. I nie mówię teraz o tym, że po prostu przedstawia nam swoją przeszłość, ale także opowiada nam o przeszłości np. obrazów itd. Mi bardzo się to podoba, bo widać, że Garet całą sobą kocha sztukę i historię, że aż chciałoby się również mieć taką pasję.
Cały czas się coś dzieje, co dla niektórych może być nużące, ale dla mnie spragnionej wrażeń i niedoboru czytelniczego, ta książka była wybawieniem. Ani chwili się nie nudziłam i tylko jak szalona przewracałam kolejne strony. Z każdym rozdziałem pojawiało się coraz więcej tajemnic, sekretów, wskazówek, że aż trudno było się oderwać.
Zwykle nie lubię książek, nad którymi pracują dwie osoby. Niestety z duetami mam niedobre wspomnienia i nadpsute nerwy. Jednak w przypadku tego małżeństwa tak się nie dzieje, ponieważ świetnie się zgrali i stworzyli niezwykły świat.
Nie mam pojęcia kiedy w moje ręce trafi kolejna część trylogii, czyli Strażniczka, ale już nie mogę się doczekać.
http://storieschocolateandearrings.blogspot.com