Gdy zaczęłam czytać tą książkę, nawet nie wiem kiedy przeniosłam się do mojego dzieciństwa. Do dni, kiedy większość czasu wraz całą rodziną spędzaliśmy na działce moich dziadków tuż za miastem. Tak naprawdę dopiero tam człowiek czuł się w pełni zrelaksowany. Cisza i spokój... błogie lenistwo... zupełnie inny klimat. Dlatego też z tak ogromną ochotą zaglądaliśmy w tamte strony, by oderwać się od szarej rzeczywistości. Od codziennego pośpiechu, spalin, zgiełku miejskiego życia. Oj, tego nawet nie da się opisać. Uwielbiałam te dni i z łezką w oku wspominam tamte czasy.
Teraz dzięki powieści Renaty Kosin znów miałam okazję poczuć ten klimat. Znów wróciłam wspomnieniami do tych cudownych dni, pachnących konwaliami i bzem. A dlaczego? Bo cała akcja tejże powieści toczy się właśnie na prowincji. W miejscu, gdzie czas jakby się zatrzymał, a ludzie potrafią być przyjacielscy i bezinteresowni. Gdzie nikt nie zerka co chwilkę na zegarek, a wszystko dookoła wydaje się łatwiejsze. Takiego właśnie klimatu potrzebowała Anna - główna bohaterka książki "Bluszcz prowincjonalny", która po odejściu męża musiała pozbierać swoje myśli. Jej życie nagle legło w gruzach. Kobieta przez długi czas nie potrafiła się pozbierać i dopiero decyzja o wyjeździe w rodzinne strony sprawiła, że wszystko na nowo nabrało sensu. Anna wraz z rodziną zamieszkała u swoich rodziców. Tamtejsze życie bardzo pozytywnie wpłynęło nie tylko na nią samą, ale także na jej dwójkę dzieci. Wkrótce kobieta zaczęła odkrywać uroki miejsca, które po latach stało się jej tak bardzo obce. Odświeżyła więc znajomości i stare przyjaźnie, zaangażowała się w pomoc w pobliskim "przystanku" dla zwierząt, oraz lokalnej bibliotece. Wreszcie na nowo poczuła się potrzebna. A klimat panujący w Bujanach pozwolił jej poukładać myśli i ułożyć życie na nowo.
Muszę przyznać, że ta książka mnie zauroczyła. Choć nie znajdziemy w niej wartkiej akcji ani trzymających w napięciu sytuacji to wcale nie znaczy, że będziecie się nudzić. W ksiązce stale coś się dzieje. Autorka wprowadzając wiele ciekawych wątków nie pozwala nam się nudzić. Ale jednocześnie by oddać w pełni klimat prowincji fabuła powieści toczy się bardzo leniwie. Nie ukrywam, że wcale mi to nie przeszkadzało. Czytałam tę książkę z ogromną przyjemnością dając się ponieść wyobraźni. Historia Anny i jej rodziny wprawiła mnie w błogi nastrój i sprawiła, że zagłębiając się coraz bardziej w treść tej lektury czułam się beztrosko i spokojnie.
Autorka przedstawia nam prowincję w bardzo malowniczy sposób. Podczas czytania wręcz czuje się ten błogi klimat oraz smaki i zapachy kuchni Podlasia. Ciekawe postacie, niecodzienne sytuacja oraz urocze zakątki tamtego rejonu ubarwiają nam powieść i sprawiają, że z ogromną przyjemnością spędzamy z nią każdą wolną chwilkę. "Bluszcz prowincjonalny" to książka na długie zimowe wieczory lub relaks na świeżym powietrzu. Książkę czyta się szybko i chętnie. To takie typowe babskie czytadło, które z czystym sumieniem polecam Wam wszystkim
Recenzja z bloga:
http://ksiazeczki-synka-i-coreczki.blogspot.com/2013/05/blus...