Trafiła do nas książka pewnej znanej niemieckiej, dziecięcej pisarki. Co prawda ja osobiście spotkałam się z jej twórczością chyba po raz pierwszy, ale to nie zmienia faktu, że w swojej ojczyźnie jest ona podobno znana i ceniona już od wielu lat. "Gwiżdżemy na króla ogóra" pierwotnie zostało wydane w 1972 roku.
Jest to opowieść o pewnej zwariowanej niemieckiej rodzince i o niechcianym i jakże natrętnym i niemiłym gościu. Wolfgang Hogelmann to dwunastolatek, który mieszka wraz z mamą, tatą, dziadkiem, starszą siostrą Martyną oraz młodszym bratem Nikim. Mają dosyć spory dom i dwie piwnice. I właśnie od jednej z tych piwnic wszystko się zaczęło... Pewnego dnia w kuchni rodziny Hogelmann pojawia się dziwny stwór - dyniowaty ogór, który ma koronę na głowie i chce, żeby zwracać się do niego "Wasza Wysokość". Okazuje się, że wraz z innymi małymi ogórami zamieszkiwał piwnicę Wolfganga i jego rodziny, jednak jego podwładni postanowili się go pozbyć. Żąda więc od rodziny, aby ta pomogła mu wrócić do jego domu. Cała rodzina szybko poznaje się na ogórze, wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że jest on bardzo samolubny i wredny. Wszyscy oprócz taty, który postanawia mu pomóc. Bierze króla ogóra do swojego pokoju, karmi go i opiekuje się nim. Przez to w domu zaczyna panować dziwna atmosfera, są kłótnie... Trzeba pozbyć się ogóra, ale jak to zrobić kiedy tata nie chce nawet o tym słyszeć?
Książka napisana jest w formie pamiętnika. Narratorem jest tutaj nasz główny bohater, wbrew pozorom wcale nie król ogór, a dwunastoletni Wolfgang. Spisuje on tę zwariowaną historię, opisując przy okazji wiele rzeczy ze swojego życia, czyli przeboje w szkolę, z rodzicami, rodzeństwem i oczywiście ogórem...
Czy to wszystko nie brzmi dziwnie? Strasznie zaintrygował mnie ten tytuł, ta okładka, opis książki i właśnie dlatego postanowiłam po nią chwycić. Wydawało mi się, że będzie to lekka i zabawna lektura i wiecie co? Właśnie taka jest
Jest to obraz jakiegoś okresu z życia pewnej nieidealnej i nieco zwariowanej rodziny, a ten dziwny przerośnięty ogór? To tylko taki zabawny dodatek.
Książka napisana jest w ciekawy sposób. Tak prosto, swojsko... Tak jakby ta historia naprawdę była opowiadana przez dwunastolatka. Czyta się ją ekspresowo i można się przy niej naprawdę pośmiać. Całość okraszona jest fajnymi czarno-białymi obrazkami, które wyglądają jak narysowane przez naszego małego narratora i właśnie takie było założenie. No cóż ja mogę Wam dodać? Chyba jedynie tyle, że mimo swojej dziwności (chodzi mi tutaj o tego dużego, gadającego i przemądrzałego ogóra) jest to śmieszna opowieść, która starszakom powinna przypaść do gustu
Recenzja z bloga:
http://ksiazeczki-synka-i-coreczki.blogspot.com/2013/05/gwiz...