"Laura i tajemnica Aventerry" to pierwszy tom cyklu nazwanego po prostu Laura. Książek tych jest w sumie sześć, z czego w Polsce wydano na razie pięć. Napisana przez Petera Freunda - niemieckiego pisarza, który w swoim dorobku ma nieco więcej książek, niż uświadczymy w naszym kraju. A chyba trochę szkoda, bo jeśli reszta jest równie dobra, jak Laura, to z pewnością warto byłoby je przeczytać.
Już od początku poznajemy jakby dwie różne historie. Z jednej strony spotykamy główną bohaterkę - Laurę Leander, na pozór przeciętną uczennicę szkoły z internatem. Jej matka zginęła w wypadku, ojciec zaginął przed rokiem, mieszka więc z bratem i macochą. Szkoła Laury mieści się w starym zamku, jej dyrektorem jest bardzo stary, brodaty jegomość, który z pewnością skrywa niejedną tajemnicę. Brzmi znajomo? A jakże! Laura porównywana jest wszak do samego Harry'ego Pottera! Jednak nic bardziej mylnego. Bowiem tutaj podobieństwa właściwie się kończą. Oczywiście, w książce chodzi głównie o walkę Dobra ze Złem, ale na tym opierają się wszystkie tego typu historie, więc nie wydaje mi się to wystarczającym powodem, aby nazywać Laurę klonem Harry'ego. Wróćmy zatem do rzeczy.
Kiedy nie czytamy o Laurze, przenosimy się do fantastycznego świata - Aventerry. Tu z kolei obserwujemy odwieczną walkę Sił Światła z Mocami Ciemności. Jak można się domyślić, akurat w momencie, kiedy zaczynamy ją podglądać, dzieje się coś strasznego. Przywódca Złych, Borboron, wdziera się do zamku Dobrych i rani najważniejszą wśród nich personę - Piastuna Światła - mieczem Pestis. Nie byłoby w tym może nic strasznego, gdyby nie fakt, że rany zadane owym mieczem nigdy się nie goją i nawet najlepsza uzdrowicielka w Królestwie nie może w tej sytuacji zdziałać za wiele. Jedynym ratunkiem jest Woda Życia, przechowywana od wieków w Kielichu Jasności, ten zaś w labiryntach pod twierdzą. I pojawia się problem. Kielich został skradziony przez Moce Ciemności i ukryty gdzieś na Ziemi. W tym momencie historie zaczynają się ze sobą splatać. Jedyną osobą, która może odszukać Kielich, ocalić Piastuna od śmierci i zapobiec panowaniu Ciemności okazuje się nie kto inny, jak nasza Laura.
Zapowiada się ciekawie. I przyznam, że trzyma w napięciu do samego końca. Kiedy wydaje się, że już teraz na pewno się uda, nagle pojawia się kolejna przeszkoda. Może się to wydawać banalne, często łatwo jest przewidzieć, co wydarzy się na następnej stronie, jednak zaraz potem trach! - kolejny zwrot akcji, którego nigdy byśmy się nie spodziewali. Chociaż czasem jest to wręcz irytujące, kiedy Laura znajduje się w potrzasku i nie ma żadnych widoków na ratunek, ten nagle spada z nieba, czy też wyrasta spod ziemi, generalnie pojawia się znikąd w mniemaniu czytelnika. Ale można to wybaczyć - skoro zapędziło się bohaterkę w kozi róg, trzeba też jej pomóc się wydostać.
Jeśli chodzi o emocje, bywało tak, że czytałam z zapartym tchem. Bywało też, że mimo późnej godziny czytałam dalej, jeszcze tylko strona, jeszcze tylko kolejny rozdział. Bywało, że mimo natłoku obowiązków nie mogłam się oderwać od lektury. Przyznam, że niełatwo sprawić, abym przeżywała wydarzenia z książki, jakbym była w samym ich centrum. Jednak Freundowi niezawodnie się to udało. Były takie momenty, kiedy miałam żołądek w gardle, kiedy chciałam krzyknąć do Laury "stój! uważaj! spójrz za siebie!" lub po prostu ją pocieszyć w chwilach zwątpienia. Chyba się z nią zaprzyjaźniłam
Od strony technicznej zaś nie mam nic do zarzucenia. Na pierwszy rzut oka przeraziły mnie małe literki, zazwyczaj książki drukowane niewielką czcionką czyta się powoli. Ale połykałam rozdział za rozdziałem w ekspresowym tempie. Bardzo za to spodobało mi się od początku rozgraniczenie wydarzeń na Ziemi i Aventerrze - jedne opisywane zwykłą czcionką, drugie pogrubioną. Ułatwia to orientację, kiedy na początku jeszcze nie bardzo wiemy, o co chodzi i kto jest kim. Dostrzegłam jakieś drobne błędy, typu literówki, ale w tak znikomej ilości, że nie warto zwracać na nie uwagi.
Powieść właściwie przeznaczona dla starszych dzieci i młodszej młodzieży, jednak ja mam 21 lat i świetnie się bawiłam podczas lektury, bynajmniej nie uważam, żebym zmarnowała czas. Dlatego poleciłabym ją każdemu, kto lubi czasem przenieść się w zupełnie inny świat i przeżyć historię rodem z bajki. Przecież każdy ma do tego prawo, niezależnie od wieku
Na koniec jeszcze dodam, że książka zawiera bardzo fajne, mądre i życiowe motto: "Tylko ten, kto się poddaje, przegrywa." To krótkie zdanie jest dla Laury pomocą w wielu sytuacjach. Myślę, że jest warte zapamiętania i stosowania również w naszym, realnym świecie.