Pierwsze zdanie z opisu książki brzmi:
Przykro mi, ale nie spotkało mnie nic szczególnego… Jestem tylko dziewczynką, która zapomniała spojrzeć w obie strony, zanim przeszła na drugą stronę ulicy.
I tak faktycznie jest! Pewnego dnia Liz – przeciętna nastolatka, z przeciętnej rodziny, żyjąca w przeciętnym mieście – jedzie rowerem do centrum handlowego, by pomóc przyjaciółce wybrać sukienkę na bal. Przejeżdżając przez ulicę nie spojrzała dokładnie i wjechała pod koła taksówki. Szesnastoletnia Liz – w wyniku odniesionych obrażeń – umiera w szpitalu.
A pewnym momencie Liz budzi się ze snu i stwierdza, że znajduje się na statku (który nazywa się „Nil” – ciekawe co natchnęło autorkę, by nadać taką, a nie inną nazwę? Mam kilka teorii, ale to moje teorie ;p), znajduje się tam sama, bez rodziny, nie wie, co się dzieje. Stopniowo dociera do niej, że umarła, a to jest jakaś nowa rzeczywistość w której się znajduje. Tylko dlaczego na statku? Czy już wiecznie będą pływać? Co się dzieje?
„Nil” dociera jednak w końcu do brzegu i okazuje się, że po śmierci trafia się do Gdzie Indziej, niesamowitej krainy. Tutaj zamiast sie starzeć – młodniejemy i na końcu drogi zostajemy odesłani na ziemię jako niemowlęta. Tutaj każdy może rozmawiać ze swoim psem, co najwyżej musi się nauczyć języka. Tutaj praca ma polegać na robieniu tego, co się najbardziej lubi. Ciekawie? Fajnie? Zachwycająco?
Liz tak nie sądzi. Ma straszliwe problemy z tym, by się zaaklimatyzować w nowym miejscu – tęskni za rodziną, chce im pomóc wyjaśnić swoją śmierć, odnaleźć taksówkarza, który ją potrącił i odjechał. Całe dnie spędza na obserwacji rodziny i przyjaciół. Dręczy się tym, że już nigdy nie dorośnie, nie zakocha się, nie będzie studiowała, nie wyjdzie za mąż, nie będzie miała rodziny. Nie chce żyć w Gdzie Indziej. I postanawia, że nie będzie tam żyła… Jak to wszystko się skończy? Wiele jeszcze wydarzeń czeka na Liz, ale czy w końcu zmieni ona swój punkt widzenia? Kto jej pomoże? Co będzie dla niej najważniejsze?
Nie chcę zdradzać ważniejszych punktów fabuły, bo nie będziecie mieli radości pochodzącej z jej czytania i odkrywania kolejnych punktów zwrotnych. Mogę tylko powiedzieć, że bardzo mi się podobała fabuła książki oraz styl, w którym została napisana. Wciąga właściwie od pierwszego momentu, przeżywamy z Liz jej śmierć, odkrycie nowego świata, jej brak zrozumienia, niechęć do akceptacji życia takim, jakie jest, jej depresję. Razem z nią spotykamy różnych ludzi i zwierzęta, przeżywamy ich przygody i razem się nimi emocjonujemy
Przyznam szczerze, że nie spodziwałam się, że aż tak mnie takiego typu książka wciągnie. A tu niespodzianka – nie dość, że mnie wciągnęła, to jeszcze bardzo się podobała! Ciekawie stworzony świat, fajny pomysł na jego funkcjonowanie, interesujący bohaterowie, a to wszystko okraszone jeszcze lekkim humorem. Język może prosty, ale biorąc pod uwagę grupę docelową, to raczej dobrze. Proste są także prawdy, które od czasu, do czasu zdarza się głosić bohaterom tej książki, ale totalnie mnie to nie raziło. Całość jest zgrabnie napisana, bardzo ciepła, pozytywna.
„Gdzie Indziej” niezmiernie mi się podobało i jeżeli pojawi się jeszcze jakaś książka tej autorki przetłumaczona na język polski, to z chęcią przeczytam
Polecam starszym i młodszym nastolatkom, wszystkim, którzy nie zabili w sobie jeszcze dziecka otwartego na szalone pomysły oraz takim, którzy lubią zastanawiać się nad tym, co będzie z nami po śmierci. Może Wam również spodoba się świat Gdzie Indziej?
[Recenzja została wcześniej opublikowana na moim blogu -
www.ksiazkowo.wordpress.com]