Właśnie wróciłam do rzeczywistego świata. Tak, można tak powiedzieć bo ostatnie godziny spędziłam w magicznym świecie Zmysłowej „Szkoły Żon”, autorstwa Magdaleny Witkiewicz.
Ja się pytam?! Gdzie takowa szkoła jest? Halo? Kto mi powie? Biorę kredyt i jadę!!
Na tę pozycję nie wyczekiwałam jakoś szczególnie, wiedziałam iż będzie kolejna książka z serii z Tulipanem, którą rozpoczęła „Mistrz” - owsko Kasia Michalak, ale jakoś tak książka nie spowodowała, iż w dniu premiery miałam już ją w domu. Książka miała swoją premierę, a ja, ją po prostu ominęłam i żałuje! Żałuję że nie przeczytałam jej wcześniej, bo to były naprawdę mile spędzone godziny z dziewczynami ze Szkoły.
Julia, kobieta po trzydziestce i świeżo po rozwodzie. Niecałe 6 godzin po nim świętuje swoją wolność z koleżankami w barze, gdzie wygrywa w konkursie pobyt w ekskluzywnym SPA. Dziwnym trafem poznaje też przystojnego mężczyznę, którego jednym słowem „ olewa”.
Jadwiga to 53-letnia nauczycielka, która w wolnej chwili zatraca się w romantycznych książkach popijając winko, notorycznie zdradzana przez męża. W swoje urodziny, odkrywa iż prezent, który myślała że jest dla niej jest na uszach młodszej sąsiadki. Za zaoszczędzone pieniądze, sama zgłasza się do Zmysłowej Szkoły Żon, myśląc ze pobyt w niej pozwoli jej zatrzymać męża przy sobie.
Marta, to młoda kobieta, która nie potrafi wrócić do swojej wagi sprzed ciąży. Jej zamiłowanie do słodyczy nie zna granic. Jej postanowienia o schudnięciu, zawsze spełzają na niczym, bo jak może sobie odmówić tak pysznie przyozdobionej babeczki czy kawałka czekolady, który poprawia jej humor.
I ostatnia, Michalina zwana Misią. Dziewiętnastoletnia dziewczyna, zapatrzona w swojego chłopaka Misia, dla którego chce jak najlepiej, chce mu nieba przychylić nie zwracając uwagę na swoje potrzeby. To dla niego zostawiła szkołę i rodzinę, dla niego chce nawet powiększyć sobie biust, a jedyne co od Misia słyszy to, to iż nie potrafi go zaspokoić oralnie. Dlatego też, dla Misia postanawia pojechać do „ Szkoły Żon”, gdyż na ulotce zauważyła że będą prowadzone lekcje „oralnej ekstazy”.
W książce, autorka opisała wiele kobiet – każda z nich jest inna, poczynając od zakompleksionej Marty na pewnej siebie Ewelinie – właścicielce szkoły, kończąc. Czytając tę pozycję, każda z nas znajdzie w innej kobiecie coś co okaże się że je łączy i może sprawi że i Ty zaczniesz o siebie walczyć, może to będzie znak żeby i o siebie zadbać.
Skoro książkę zaliczono do serii erotyków nie mogę tego pominąć
Może nie jest zawarte tam dużo seksu, prawdę mówiąc prawie wcale go nie ma, to mimo wszystko bywają momenty gdzie złapiemy się na tym iż się czerwienimy. Bo przecież, nasze bohaterki nie są zamknięte w zakonie, a w Szkole Żon gdzie każda z nich, dostaje swojego osobistego „ masażystę”, który jest do ich dyspozycji kiedy tylko chcą. Muszę przyznać, iż początkowo zastanawiałam się po co autorka zrobiła coś takiego, nie dość że każda z nich miała swoją towarzyszkę, która była na ich zawołanie to jeszcze dostały po mężczyźnie na tak zwane posyłki. Ale Magdalena Witkiewicz wiedziała co robi. Każda sylwetka mężczyzny jest fajnie skonstruowana. Ukazują nam oni że tak naprawdę, ani wiek, wygląd nie są ważne dla faceta – tak naprawdę wszystko zależy od nas – kobiet. Jeśli my będziemy pewne siebie i będziemy czuć się dobrze w swoim ciele, to każdy facet się za nami obejrzy.
Przyznam się, że początkowo Zmysłową Szkołę Żon wyobraziłam sobie całkiem inaczej. Oczyma wyobraźni widziałam jak dziewczęta będą uczyły się piec i gotować, idealnie prasować i perfekcyjnie sprzątać. Myślałam że zajęcia będą miały na celu uszczęśliwienie mężczyzny – nie żebym była za tym że miejsce kobiety jest w kuchni, a dajcie spokój! Nic z tych rzeczy! Ale jakoś tak wyszło i tak pomyślałam, jednak szkoła miała całkiem inne plany
Ma na celu ukazanie że to kobieta jest ważna, i wszystko będzie wspaniale i piękne jeśli tylko ona będzie szczęśliwa i będzie się czuła wyjątkowo. Bo szczęśliwa i piękna kobieta, to kobieta pewna siebie. I nie można zapomnieć o sobie chcąc uszczęśliwić swoją drugą połówkę.
Książkę naprawdę pochłonęłam w kilka godzin i mile spędziłam czas w „Szkole Żon”, dlatego też, polecam ją każdej z Was. Tylko pamiętajcie – jak już odkryjecie gdzie takowa szkoła istnieje to nie zapomnijcie o mnie, napiszcie bo też chętnie pojadę