Czy ktoś z was kojarzy, czym jest S.T.A.L.K.E.R.? Ja poznałam tą nazwę dzięki bratu, który dość szczegółowo opowiedział mi, czym zajmują się stalkerzy. Nie mylić oczywiście z osobą, która prześladuje innych – to coś zupełnie innego. Stalker, o którym mowa jest w książce Michała Gołkowskiego, to człowiek znajdujący się na terenie Zony: obszarze wokół elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Zajmują się oni zbieraniem artefaktów, które w tajemniczy sposób wytworzyły się na jej terenie. Walczą nie tylko z mutantami i anomaliami, ale również o przetrwanie w bardzo trudnych warunkach... Dla niektórych może się to wydawać dziwne, niedostępne. Jednak jest w tym coś naprawdę intrygującego i mocno wciągającego, co czyni z nas nie tylko czytelnikami, ale również stalkerami.
Jak wspomniałam, pojęcie o Zonie, o Stalkerach poznałam dzięki bratu oraz dzięki grze komputerowej, do której mnie zachęcił. Nie jestem typowym fanem tego rodzaju rozgrywek, opowieści, jednak mają w sobie coś, co potrafi zaintrygować. Chyba jest to ten niedostępny i dziwny świat, odrębny teren, który tworzy się wokół elektrowni czarnobylskiej. Przedstawione nie tylko w serii gier S.T.A.L.K.E.R., ale również w książce Michała Gołkowskiego, o której będziemy teraz mówić. Przedstawiona historia to losy polskiego stalkera – Miszy, zwanego też Misiem. Wkracza do Zony, która go kusi i przyciąga. Chce poznać jej tajemnice, pozbierać artefakty, ale nie jest to łatwe, od kiedy nie jest sam w tym miejscu. Każda chwila to walka o przetrwanie. Ale również pełne zagadek, które nieustannie proszą się o je odkrycie… Przyznajcie, że wygląda to ciekawie. Nieco mrocznie, intrygująco, ale przede wszystkim ciekawie. Świat Zony i stalkerów niesamowicie potrafi wciągnąć, naprawdę. Pochłania czytelnika jak Zona Stalkera. Jeśli już raz wkroczy się w świat akcji tej powieści, nie ma przeproś – zostaje się do końca.
Co do treści i pomysłu nie można mieć zastrzeżeń. Jeśli fani gry dostaną w ręce ten tytuł, z pewnością będą usatysfakcjonowani. Ale aby zachęcić czytelnika, potrzeba czegoś więcej. Akcji, napięcia, świeżych wątków… I trzeba stwierdzić, że faktycznie tego typu rzeczy jest tutaj pod dostatkiem. Z pewnej perspektywy opisywane w pierwszej osobie wydarzenia mogą przytłaczać nieco swoją intensywnością, jednak dobra narracja, zawierająca swobodę, lekko ironiczną barwę, poprawia nie tylko wyraz estetyczny, ale z pewnością pozwala na szybkie i wciągające czytanie. Co więcej, opisy przeważają w tym wypadku, co mnie osobiście ucieszyło, a dodając do tego tą lekką ironię, ciekawe podejście bohatera do bycia Stalkerem sprawia, że fabuła nie wygląda już tak strasznie. Nie ma co się bać tej tematyki (Czarnobyl i te sprawy…), nie wygląda ona tak strasznie jak się wydaje. Nie ma co również obawiać się niewiedzy na ten temat – autor zadbał o wyjaśnienie każdego szczegółu, z każdą nową informacją jesteśmy na bieżąco.
Mówiąc krótko, polska wersja Zony, widziana oczami polskiego autora, wygląda równie ciekawie jak jej pierwotna wersja, w której miałam okazję ją poznać. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że wędrówka z bohaterem Gołkowskiego po terenach czarnobylskich była nieco ciekawsza i intrygująca aniżeli w grze i opowieściach. „Ołowiany świt” czyta się z nieskrywaną pasją, fabuła wciąga niezmiernie i tworzy z czytelnika kolejnego Stalkera, gotowego stawić czoła Zonie. Pełna przygód, krwawej nawet akcji oraz nietypowego Fast-romance książka pozwala na przeżycie wielu godzin na dobrej rozrywce. Dla wielbicieli gry – wręcz rarytas, lektura obowiązkowa. Dla innych – coś ciekawego, co sprawi, że poczują się w świecie nierealnym. Naprawdę godna polecenia pozycja.