Niewątpliwie ważnym przesłaniem jest napisanie tej książki z punktu widzenia rozwoju nauki, w celu skierowania na nowe tory wielu teorii naukowych wykluczających istnienie świata pozazmysłowego. Choć nie sądzę, żeby naukowcy z krwi i kości tak łatwo uwierzyli autorowi, który w bardzo infantylny, jak na naukowca sposób, opisuje problem. Autor zaznacza, że kieruje swą opowieść do ludzi, „którzy wcześniej słyszeli podobne historie, lecz mimo najszczerszych chęci nie mogli dać im pełnej wiary”. Może właśnie dlatego Eben Alexander ośrodkiem swoich rozważań o przebywaniu w duchowej rzeczywistości uczynił nie tyle owo przeżycie i wszystkie doznania z nim związane, ale raczej próbę ich naukowego wyjaśnienia i pogodzenia z rzeczywistością ziemską. Wydaje się to niemożliwe, aby taką symbiozę przeprowadzić. Oprócz naukowo-badawczych podstaw, które autor posiada, trzeba byłoby też mieć solidne podstawy w kwestii wiary, podkreślam wiary, a nie religii. A nasz doktor niestety nie wydaje się ekspertem w tej dziedzinie (paradoksalnie), bo po takich wydarzeniach moim zdaniem powinien się stać. Próba połączenia naukowych hipotez z przeżyciami na pograniczu śmierci stała się życiowym celem doktora Alexandra, ale skierowanym głównie do sceptyków i ludzi nauki. Jednak dla prawdziwych sceptyków może się wydać nieprzekonująca, a dla wierzących – spłycająca zagadnienie. Dla obydwu grup – utopijna. W związku z tym, po efektach pracy autora patrząc, nie widać, aby była ukierunkowana do konkretnej grupy odbiorców i nie taki miał być zamierzony efekt jej wymowy. Ja – ponieważ sceptykiem w tej dziedzinie nie jestem, poczułam się nieco zawiedziona. Oczekiwałam czegoś zupełnie innego.
Jednak zachęcam do przeczytania, bo cel wydaje się ważny i zupełnie inny, niż w przypadku pozostałych tego rodzaju opowieści.
Recenzję opublikowałąm na swoim blogu:
http://ksiazka-po-oczach.blog.onet.pl/2013/05/04/eben-alexan...