Książka „Kolory sztandarów”, już w nowym wydaniu, trafiła w moje ręce niedawno i nie czekała długo na półce. Silną zachętą do jej szybkiego przeczytania była informacja na okładce o nagrodzeniu jej Zajdlem w roku 1996. W tymże roku do najważniejszej nagrody polskiej fantastyki nominowane były między innymi „Chrzest ognia” Sapkowskiego i „Ostatni, którzy wyszli z raju” M. Huberatha. Trzech pozostałych powieści nie czytałem, trudno mi więc subiektywnie ocenić, czy Zajdel dla pana Kołodziejczaka był zasłużony. Jakby nie patrzeć w 1996 roku byłem smarkaczem i dopiero zaczynałem swoją przygodę z fantastyką.
Warto zauważyć, że to wydanie (wcześniejsze wyszły pod szyldem supernowa) może poszczycić się bardzo „efekciarską” okładką, która zapewne przyciągnie uwagę młodszych czytelników, szczególnie graczy komputerowych. Przynajmniej tak mi się wydaje…
Zacznijmy od bohatera powieści. Daniel Bondaree jest tanatorem, sędzią-egzekutorem na wolnej kolonii, planecie Gladius. Tanatorzy to maszyny do walki; wyposażeni w wczepy i hormonalne ulepszenia organizmu stanowią grupę niemal idealnych żołnierzy. Niestety planeta ma poważne problemy. Jednym z nich jest obecność obcych, których destrukcyjna bądź co bądź działalność wymyka się ludzkiemu rozumowaniu i logice. Korgardzi pozostają rasą tajemniczą, o niepojętych motywach i celach, na domiar złego technologicznie przewyższają mieszkańców kolonii. Szybko okazuje się, że prowadzą coś w rodzaju pełnych makabry eksperymentów na porwanych ludziach.
Drugie zagrożenie stanowi potężne galaktyczne imperium – Dominium Solarne. Ofiaruje pomoc w walce z najeźdźcami, ale ceną jest utrata niezależności i niepodległości Gladiusa. Wchłonięcie przez strukturę, gdzie zdaniem niektórych, również Daniela, zniszczono indywidualność, a rządy -także przez kontrolę zaczipowanych umysłów- sprawuje Sieć Mózgów. Dominium zdaje się mieć niegasnący apetyt na kolejne zdobycze terytorialne i władzę w kosmicznym uniwersum. Na samym Gladiusie coraz większym poparciem cieszy się polityczna frakcja uległych. Ci w myśl zasady „lepsi ludzie z Dominium niż Korgadzi” opowiadają się za przyłączeniem do kosmicznego mocarstwa, tworzą bardzo wpływową koterię i powoli zdominowują środki masowego przekazu. Z czasem, po pewnej akcji na terenie obozu obcych, skąd Bondaree trafia na długą rekonwalescencję, całkowicie przejmują stery władzy. Zaczynają wprowadzać swoje porządki, co wiąże się z zakrojonym na szeroką skalę rozliczaniem poprzedników (brzmi znajomo?). Więzione są i eliminowane kolejnie niepokorne osoby. Bondaree jako człowiek z zasadami i patriota, jak wielu innych wojskowych, pozostaje w czynnej opozycji…
Przyjdzie mu między innymi uciekać przed solarnymi komandosami z prędkością ponaddźwiękową w specjalnym skafandrze i to podczas kosmicznej burzy, jeszcze raz walczyć będzie z Korgardami w ich przedziwnej i przerażającej bazie. I choć nie łatwo zabić tanatora, koniec powieści daleki jest od naiwnego happy endu, za co chwała autorowi.
Kołodziejczak przedstawił w „Kolorach…” konkretny, wyraźnie wyrysowany świat sf, dodał elementy cyberpunka (wszczepy, wirtualne itd.), sensacji jak choćby wspomniany pościg w skafandrach, a nawet -choć już w mniejszym stopniu- grozy (baza Korgardów). Na brawa zasługują pomysły z klanami lotniarzy i rzeźbiarzy pierścieni, opis zniewolonych przez obcych i pozbawionych świadomości ludzi oraz wiele innych motywów. Samym obcym daleko do zielonych, humanoidalnych ludzików, w dużej mierze pozostają poza ludzkim poznaniem. Pod koniec powieści pojawia się też kosmiczna bitwa – atak na siedzibę buntowników. Mamy więc sporo intrygujących wątków połączonych w smakowitą i strawną całość.
Bohater reprezentuje typ człowieka o konkretnym światopoglądzie, tradycjonalistę, który sprawy ohydne nazywa po imieniu i nie ma zamiaru dać się uszczęśliwiać na siłę przez kogokolwiek.
Powieść Kołodziejczaka to nie tylko niezła zabawa, jest w niej mowa o rzeczach poważnych- socjotechnicznych sztuczkach i zwodzeniu opinii publicznej, bezwzględnej polityce, ujednolicaniu społeczeństw w ramach rzekomego szczęścia obywateli, bezdusznym testowaniu nowych broni i poświęcaniu jednostek dla tak zwanego „wyższego dobra”. Sporo takich rzeczy możnaby wymienić po lekturze.
„Kolory sztandarów” miłośnikom fantastyki powinny zapewnić kilka wieczorów książkowej rozrywki na wysokim poziomie. Nie tylko im z czystym sumieniem serdecznie polecam.