Opis z okładki brzmi bardzo intrygująco. Spodziewałam się czegoś w rodzaju twórczości Dana Browna, porywającej historii, która zaciekawi, wzbudzi mieszane uczucia i sprawi, że po zakończeniu lektury będę długo rozmyślała o jej treści.
Salem XVII wieku, mało urodziwa Konstancja będąca pośmiewiskiem całego miasteczka odkrywa narkotyczne właściwości sporyszu i wdaje się w romans z samym Szatanem. Znajomość z panem piekieł pomaga jej mścić się na dawnych prześladowcach. Podając nieświadomym niczego kobietom narkotyk sprawia, że zostają one zamordowane podczas słynnego procesu czarownic. Gdy Konstancja dowiaduje się, że jest w ciąży w jej głowie rodzi się plan wykorzystania przyszłych pokoleń do walki z dobrem i sprowadzenia na ziemię diabelskich zastępów.
Boston lata współczesne.
Dziennikarz Mark Wells staje na życiowym zakręcie. Bajecznie piękna żona opuszcza go dla dużo starszego multimilionera, a praca w nowym magazynie okazuje się kompletnym nieporozumieniem niszczącym jego dotychczasową opinię zawodową.
Kolejne zlecenie od naczelnego wydaje się równie nieciekawe jak wszystkie poprzednie, Mark ma napisać reportaż o rodzinie autora kontrowersyjnej i skandalicznej książki, która zachwiała podwalinami Kościoła i wiary. Pomaga mu w tym młoda fotoreporterka Carla. Dziennikarze wpadają na trop ponurej tajemnicy skrywanej przez rodzinę Greenów, za wszelką cenę starają się rozwiązać zagadkę i zrozumieć przyczyny tajemniczych samobójstw młodych cudzoziemek pracujących u bogatych chlebodawców. Z czasem okazuje się, że sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana. Konstancja Green, spadkobierczyni dziennika swojej prababki oskarżonej o konszachty z diabłem w XVII wiecznym Salem, postanawia wykorzystać swoje umiejętności i doprowadzić do upadku Kościoła. Występujące coraz częściej opętania księży wskazują na to, że wkrótce wydarzy się coś wielkiego. Czy Markowi i Carli uda zwyciężyć z czyhającym złem?
Zapowiadało się całkiem obiecująco, niestety wraz z postępem akcji robiło się coraz mniej ciekawie. Autor nie poradził sobie z rozwiązaniem skomplikowanej fabuły, zbyt duża ilość wręcz niepotrzebnych wątków wpłynęła na to, że nie wszystkie zostały rozwiązane. Odniosłam wrażenie jakby Meissner sam pogubił się w stworzonej przez siebie historii i nie miał pomysłu na jej rozwiązanie. Nieprawdopodobne wręcz zbiegi okoliczności sprawiają, że książka staje się jeszcze mniej wiarygodna, taka historia nigdy nie miałaby prawa się wydarzyć. Bohaterowie wychodzą cało z każdej opresji, niczym superherosi pokonują wszystkie trudności i unikają losu, który spotkał ich poprzedników. Zakończenie wręcz mnie dobiło, siedząc przed telewizorem zdołali zapobiec klęsce Kościoła, okazuje się, że Szatana bardzo łatwo jest pokonać.
Kreacja postaci też nie zachwyca, dobro jest krystalicznie dobre bez żadnych wad i choćby maleńkich skaz charakteru. Czarne charaktery natomiast są do szpiku kości przeżarte złem, brzydkie, wzbudzające odrazę typy, nie grzeszące inteligencją, niczym nie dające się wpasować w schemat geniuszów zła, nic więc dziwnego, że ich intryga została w tak banalny sposób rozwiązana.
Książka nie rzuciła mnie na kolana, do miana arcydzieła czy światowego bestsellera jeszcze jej daleko. Jak na debiut literacki autor znacznie przesadził, w książce można odnaleźć wątki z „Kodu Leonarda da Vinci”, „Egzorcysty” i „Dziecka Rosmery”, zdecydowanie za dużo jak na jedną małą książkę, nie wiem czy z taką ilością nagromadzonych wątków poradziłby sobie bardziej doświadczony pisarz, a co dopiero debiutant.
Jednak nie spisuje autora na straty, głównie ze względu na język jakim się posługuje, jest przyjemny i łatwy w odbiorze, z chęcią przeczytałabym inną książkę Pana Marka o nieco mniej pokręconej i skomplikowanej fabule.