Bradin Rothfeld jest sławnym piosenkarzem. Zespół Bitter Grace, który założył ze swoim bratem Tomem, jest narażony nie tylko na natrętnych paparazzi, ale również nieugięte i namolne fanki. Chłopak prawie nie ma upragnionej prywatności, wszędzie chodzi ze swoim ochroniarzem i nie rozstaje się z ciemnymi okularami. Kiedy spędzając noc na lotnisku z powodu spóźnionego lotu spotyka Ally, nie ma pojęcia czy może jej ufać. Jednak wystarczy kilka chwil rozmowy z dziewczyną i Brade orientuje się, że Al nie ma pojęcia kim jest. Pierwszy raz od dawna może swobodnie rozmawiać i czuć się jak zwyczajny, niepozorny (może poza delikatną, kobiecą urodą
dziewiętnastolatek. Ally również czuje się inaczej rozmawiając z Bradinem. Swobodnie. Czego nie może powiedzieć spędzając czas z chłopakiem, z którym łączy ją beznadziejny, toksyczny układ.
Znajomość nie kończy się na lotnisku, ale jej dalszy ciąg ma bardzo różne oblicza - od barwnych, pięknych i wzruszających po absolutnie zaskakujące i wręcz tragiczne.
Nina Reichter swoją powieść zaczęła pisać jako fanfic na blogu. Dowiadując się o tym miałam mieszane uczucia, jednak te, które wyniosłam z lektury książki sprawiły, że wprost nie mogę się doczekać na kolejny tom. Powieść jest napisana w bardzo dobrym stylu. Potrafi pochłonąć czytelnika na całą noc i sprawić, że zapomni o całym świecie.
Bohaterowie i historia opisana przez autorkę wzbudzają wiele emocji. Od złości, zniecierpliwienia, przez wzruszenie, radość, smutek, aż po przerażenie. Na dodatek mimo iż opowieść jest kompletnie odrealniona (niecodziennie spotyka się na lotnisku gwiazdę rocka i rozmawia z nią jak ze starym kumplem) wydaje się niesamowicie bliska.
Autorce udało się napisać książkę, która spodoba się nie tylko młodzieży, ale też starszym czytelnikom. Jest to opowieść o wielu aspektach życia. Niełatwych, poplątanych sytuacjach, presji rodziny, szukaniu własnej tożsamości, pragnieniu spokoju, szczęścia, bliskości... o tym jak powstaje prawdziwa więź między dwojgiem ludzi. Więź, która nie zawsze ma jedną barwę, a życie wcale nie jest skłonne ułatwić jej trwanie.
Nina Reichter potrafi tworzyć zarówno piękne tło, rzewne sceny jak i pełne grozy, nieoczekiwane zwroty akcji. Nie spodziewałam się tak złożonej historii, w której napięcie jest umiejętnie stopniowane.
Na dodatek w książce aż roi się od "skrzydlatych słów", wymyślonych przez samą Ninę - pięknych porównań, życiowych wniosków ubranych w doskonale dobrane szaty zdań. To sprawia, że "Ostatnia spowiedź" jest nie tylko świetną rozrywką na wieczór, ale także podróżą przez własne, głębokie refleksje.