Magda jest grubą, dwudziestoośmioletnią graficzką, bez chłopaka, ale za to z chudą i wredną matką oraz babcią rozpieszczającą wnuczkę słodyczami. Choć w pracy Magda się spełnia i sprawdza (mimo nie zawsze sympatycznych stosunków ze współpracownikami), to jednak ma dwa poważne problemy: otyłość i napięte stosunki z matką, krytykującą i wyśmiewającą córkę przy każdej okazji. Na szczęście jest babcia, która na (nie)szczęście akceptuje wnuczkę taką jaka jest.
Słodycze w przypadku bohaterki książki są sposobem na wszystko, są nagrodą i pocieszeniem, przekąską i daniem głównym, działają terapeutycznie, a jednocześnie są sprawcą kłopotów, bo Magda po prostu, za przeproszeniem, cały czas wpieprza. Nie sposób się oprzeć temu wrażeniu i współczucie czytelnika szybko się kończy. Można zrozumieć, że słodyczami główna bohaterka usiłuje sobie „wynagrodzić” różne braki, ale potem zaczyna już denerwować jej ciągłe obżeranie się. Pochłania niewiarygodne ilości słodyczy, batonów, chipsów i nawet taki łasuch jak ja, z nadwagą, nie dałby rady. Na którejś ze stron w końcu odkrywamy wagę „Grubej” i wtedy zdajemy sobie sprawę ze skali problemu. Magda na szczęście też. Czy, co i jak zmieniało się w jej życiu-tego nie będę zdradzać.
Plusem książki „Gruba” jest na pewno jej lekkość
w odbiorze oczywiście, ciekawie i czasem zabawnie opisywany problem młodej, grubej dziewczyny, jednakże ta książka na pewno nie powala jakimiś wartościowymi treściami, przekazem, nie skłania do specjalnych refleksji, choć do sięgnięcia po ciastko mnie skłoniła
Dorota Wellman zrecenzowała ją tak: „Powinni ją przeczytać i grubi, i chodzi. Grubym doda otuchy, chudym otworzy oczy.” Rozumiem, że wyśmiewanie się z czyjeś tuszy jest czymś nagannym, ale te słowa zachęcają grubasa do samoakceptacji, co nie jest do końca dobre. Otyłość to choroba często poważnie utrudniająca życie, zagrażająca zdrowiu i na akceptację takiego stanu rzeczy nie powinno być miejsca.